Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 9 kwietnia 2020

Deszczowy Bodzio

Pewnego dnia pogoda postanowiła urozmaicić mój poranny spacer z Morfiną ulewą stulecia. W kaloszach, w wodzie po kostki, walcząc o parasol z wiatrem, stałam na chodniku i czekałam aż córa sztormów przestanie żłobić fosę w trawniku i w końcu zrobi to, po co tu przyszła. Psu, który wodę traktuje jak swoje środowisko naturalne deszczyk jednak nie przeszkadzał, więc nie spieszył się zbytnio i człapiąc powoli, podziwiał tutejszą florę.

Byłam już spóźniona, więc jedną ręką trzymając wyrywający się parasol, a drugą telefon, starałam się ustalić kiedy mogłam liczyć na przyjazd żółtej limuzyny z numerkiem, o gabarytach 4XL.

Zerknęłam na Morfinę i zauważyłam, że klucha postanowiła potaplać się w kałuży. Jedyne czego mi brakowało, to kąpiel psa przed wyjściem, więc przywołałam namoczone beż futro do siebie. Zwierz nie zareagował. Ponowiłam próbę. Świniak odwrócił łeb w moją stronę i zupełnie mnie zignorował. Cóż za niesubordynacja.

Po trzecim "Morfina, do mnie! Jak się zaraz nie ruszysz, to się do Ciebie przejdę!", zza rogu wyłonił się mężczyzna w kapturze i patrząc na mnie podejrzliwie, zawołał "Bodzio, chodź już". 

Zaraz, chwila. Jaki Bodzio? Jakie "chodź już". Czy ten człowiek właśnie próbuje uprowadzić mi psa? - pomyślałam, lecz Morfina dreptała już wesoło w kierunku mężczyzny.

Pełna szoku i niedowierzania oraz świadoma niewierności własnego zwierzęcia, ruszyłam w kierunku odchodzącego mężczyzny i już miałam zawołać ponownie księżniczkę, kiedy poczułam, że coś trąca mnie w udo. Kiedy spojrzałam w dół, ujrzałam patrzącą na mnie z wyczekiwaniem Morfinę.
Poczułam się jak w matriksie. 
Zerknęłam na oddalającego się Goldena, a następnie tego, stojącego przy mojej nodze. Schyliłam się do obroży i kiedy odczytałam z niej swój własny adres, zorientowałam się, że przez cały ten czas Morfina stała przy mnie, podczas kiedy ja nawoływałam obcego psa, który był po prostu bardzo podobny do mojego.
Poczułam jak puchate ocenia mnie spojrzeniem.

Z perspektywy właściciela Bodzia musiało to wyglądać co najmniej dziwnie. Obca kobieta pod parasolem, wołająca do psa "Morfina" i grożąca mu, że zostanie zapięty na smycz oraz Golden, stojący za jej plecami i przypatrujący się całemu przedstawieniu z miną pod tytułem "I czego drzesz japę, przecież tu stoję".
Też bym uciekła w popłochu.

Na swoją obronę mam tylko tyle, że bardzo mocno padało i wszystko było niewyraźne, a Morfinie wszystko jedno czy ma na imię Morfina, Bodzio, czy "ku*wa Mietek, wyżej trzymaj, bo słonecznik mi się rozsypał".

Także tego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz