Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 2 września 2017

Wyjący problem

Niedawno do naszego bloku wprowadzili się nowi sąsiedzi. Młode małżeństwo, bez dzieci za to z pięknym, rudym Husky. Niestety pies posiada pewien problem. Wyje, kiedy właścicieli nie ma w domu, a często zdarza się że pracują w tych samych godzinach i pies zostaje sam. Potrafi tak wyć przez 8-9 godzin bez przerwy, dopóki nie wrócą. O ile mnie aż tak to nie przeszkadza (założę słuchawki i właściwie mnie nie ma), tak w bloku mieszkają ludzie z niemowlętami które jednak ciężko uspać, nawet bez hałasu z zewnątrz. Poza tym są jeszcze starsi ludzie. Dwa piętra wyżej mieszka York, który też ma problem z rozłąkami ale szczeka tylko przez pół godziny od wyjścia właścicieli. Potem uspokaja się i jest cicho. Narcyz (bo tak się nazywa owy Husky) jest za to bardziej zdeterminowany. Sąsiedzi nie chcieli wzywać straży miejskiej, więc postanowili najpierw z przybyszami porozmawiać. Sąsiad z naprzeciwka (posiadający małe dziecko, niektórzy znają go z historii przewiercenia się przez moją ścianę) złapał kiedyś właścicielkę psa, kiedy wracała z pracy i właśnie wchodziła na schody.
- Przepraszam mogę Panią zatrzymać na momencik? – spytał. Właśnie wyciągałam listy ze skrzynki… wcale nie podsłuchiwałam.
- Tak o co chodzi? –
Narcyz słysząc właścicielkę na klatce schodowej zaczął wyć głośniej i drapać w drzwi.
- No właśnie o to. Pani pies wyje godzinami i proszę mnie nie zrozumieć źle. Osobiście lubię psy ale mam małe dziecko, które od 6 do 15 nie może spać, bo Państwo wychodzą do pracy –
- To jest pies proszę Pana. Psy wyją jak są same, tak już mają w naturze –
- Nie wszystkie psy. Niektórych nie słyszałem ani razu odkąd się wprowadziłem a również zostają same – wskazał na mnie więc pomachałam i zaczęłam zbierać się do siebie zanim zostanę wplątana w rozmowę.
- Cóż, są wyjątki – skwitowała kobieta i urywając dyskusję poszła na górę.
Miałam to szczęście że Morfina nigdy nie przeżywała mojej nieobecności. Kiedy wychodzę, po prostu przesypia całą sytuację. Robiła tak już za szczeniaka, tylko że wtedy pakowała się do buta i tam spała, teraz ze względu na swoją wielkość już tego nie robi. Nigdy jednak nie musiałam jej uczyć zachowania spokoju, sama zrozumiała że nawet jeśli właściciel wychodzi to wróci i nie ma co z tego powodu siać paniki. Nie każdy ma jednak tyle szczęścia i czasami trzeba psu pomóc zrozumieć, że nic się złego nie dzieje.
Jako że właścicielka Narcyza nie paliła się do rozwiązania problemu, na spacerze zagadałam do jej męża (który jest prostszy w obyciu i łatwiej można się z nim dogadać). Powiedziałam, że na czas ich nieobecności mogę się zająć psem. Lubią się z moją suką, obecnie projekty i tak robię w domu i nie wezmę za opiekę pieniędzy. Pies będzie wybawiony i wybiegany, sąsiedzi będą mieć ciszę – wszyscy zadowoleni. Mężczyzna powiedział, że obgada to z małżonką i da mi znać. Niestety kobiecie rzuciło się na charakter imię psa i dowiedziałam się, że szukam tylko darmowego reproduktora, ponieważ mieszanki Goldena z Husky są teraz w modzie. Nic nie dały tłumaczenia, że Morfina to suka wysterylizowana i biologicznie niemożliwe jest żeby miała szczeniaki. Zaoferowałam inne rozwiązania problemu: treningi, zostawienie psu konga z mięsem w środku żeby zajął czymś umysł i ciało, ostatecznie lekkie środki uspokajające na bazie ziół albo feromony uspokajające które są rozpylane automatycznie po podłączeniu do prądu. Zderzyłam się jednak ze ścianą, ponieważ kobieta wykazała totalny brak empatii i nie miała zamiaru rozwiązać problemu. W końcu ona nie musiała słuchać kilkugodzinnego koncertu Narcyza.
Pies jak wył, tak wyje nadal. Właściciel co prawda może chciałby coś z tym zrobić ale całym sobą siedzi pod pantoflem żony, która ma w głębokim poważaniu wszystkich mieszkańców bloku. Obawiam się, że w końcu ktoś może stracić cierpliwość i zadzwonić na straż miejską. Mam jednak wrażenie że to nie rozwiąże problemu, a tylko zaostrzy konflikt między tą kobieta a innymi lokatorami. Szkoda, bo pies jest naprawdę ułożony i grzeczny na spacerach, ma tylko ten jeden problem którego sam nie zwalczy. 
Macie jakieś pomysły, jak można by jeszcze rozwiązać sprawę?

1 komentarz:

  1. Ja bym nagrała jej ten koncert i parę wieczorów puszczała na fulla przez pół godziny pod drzwiami ( tak koło godziny 20/21 po wcześniejszym porozumieniu z resztą mieszkańców) może jak nie prośbą czy groźbą to bólem głowy

    OdpowiedzUsuń