Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 9 września 2020

Opos

Kilka nocy po wielkiej powodzi obudziła nas mamrocząca Ruda. Było godzinę po północy, kiedy usłyszeliśmy pierwsze hasło, a brzmiało ono: "opos".

- Ruda, co jest? 

- Opos.

- Co?

- Opos - powtarzała Ruda.

- Co z nią? - spytał ktoś w ciemności.

- Widzi oposa.

- Oposa?

- Oposa...

- Opos.

- Gdzie Ty widzisz oposa Ruda?

- Opos nam wlazł na chatę?

W arce zaczynało się przebudzać coraz więcej ludzi, więc postanowiliśmy zapalić światło i rozejrzeć się po czterech ścianach, które osłaniały nas od wichury, panującej na zewnątrz.

- No i gdzie ten opos?

- W Polsce w ogóle żyją oposy?

- Widziałam przecież - upierała się Ruda.

- Może ci się przyśniło. Nie zwiał żaden szczur?

- Nie, wszystkie są - odparłam, przyglądając się zbitym w precla trojaczkom.

- Kot?

- Nie, to był opos.

- Ruda, jest pierwsza w nocy. Okna są zamknięte, drzwi też, nic tu nie mogło wejść, poza tym zwierzęta by go wyczuły.

Wątpiłam co prawda w zdolności łowieckie Morfiny, ale Damian miał rację. Domniemany opos nie miał jak znaleźć się w środku.

- Damian, ku*wa nie rób ze mnie głupiej, wiem co widziałam.

- Może ci się przyśniło. Jak koniecznie chcesz to rano przeszukamy pokój, ale wątpię, żebyśmy coś znaleźli - rzekł Damian i zarządziliśmy powrót do przerwanego snu, wbrew oburzeniu Rudej, która dalej narzekała na oposa.

Rude obudziło nas też wcześniej, ponieważ nie spało całą noc, przysłuchując się skrobaniu oposa o podłogę. Zwlekliśmy się z łóżek bladym świtem i wypełzliśmy na zewnątrz. Na altanie zastaliśmy nieład i poprzewracane krzesła, więc zabraliśmy się do ich układania.

- I co? Opos! - rzuciła z wyrzutem Ruda.

- Żaden opos, tylko wiatr był w nocy, więc przewrócił. Ty tak na serio z tym oposem?

- Wy jesteście wszyscy głusi? Przecież chodził całą noc po domu!

- Ja nic nie słyszałem - przyznał Oli - a co jak co, ale sen to ja mam lekki.

Po śniadaniu Ruda dalej upierała się przy oposie, więc żeby ją uspokoić zgodziliśmy się przeszukać całą arkę. Teren był czysty.

Następnej nocy sytuacja się powtórzyła, ale tym razem stukanie pazurków oposa słyszał też Oli.

- Czy wyście poszaleli? - spytała Agnieszka, zapalając światło.

- Nie, ale teraz to i ja coś słyszę - przyznał Oli.

Szczerze mówiąc ja nie słyszałam nic, ale moim uszom nie należało wierzyć, więc nasłuchiwaliśmy kolejnego dźwięku, który z jakiegoś powodu był wykrywany tylko przez dwie osoby.

- Opos! - zakrzyknęła Ruda, wskazując palcem na okno, w którym świeciły się dwa punkciki. Zanim złapaliśmy za latarkę, punkciki zniknęły.

- Mówiłam Wam!

Chwyciliśmy za koce i latarki i wyszliśmy na zewnątrz, rozglądając się dookoła.

- Tu są! - usłyszeliśmy głos Bogusia.

W przestrzeni między ziemią, a podłogą altany coś było. Dwie pary oczu odbijały światło latarki.

- Oposy! - rzuciła Ruda - Mówiłam, że oposy!

- To nie są oposy. To kuny - odparł Boguś, przyglądając się futrzakom.

- I co z tym zrobimy?

- Jesteśmy w lesie Ruda, mieszka tu wiele zwierzątek, nic z tym nie zrobisz.

- Ale one mi nie dają spać, drapią pazurami!

- Wyglądają na młode, nie możemy ich przepłoszyć, bo może matka ich będzie szukać. Pewnie drapią od spodu altany i ci się wydaje, że to w środku.

- Ja nic do nich nie mam, tylko też bym się chciała wyspać.

- Może są głodne.

- To niech coś sobie złapią.

- Może jeszcze nie potrafią. Przynieś trochę mięsa, to im podrzucimy, może zjedzą.

- Teraz je jeszcze będziesz dokarmiać?

- A chcesz pospać czy nie?

Kuny dostały jedzenie i z zainteresowaniem podeszły do kurzych skrzydełek, a my wróciliśmy do arki w nadziei, że uda nam się jeszcze pospać.

Nie wiem czy to za sprawą kurczaka, czy pełni księżyca, ale futrzaki dokazywały tej nocy tak, że spać nie mogła już większość grupy. Kuny biegały po altanie, biły się na parapecie i urządzały wyścigi przy drzwiach, do których bardzo chciała dołączyć Morfina.

Jedynym ratunkiem były dla nas słuchawki. Zaczynaliśmy już przyzwyczajać się do dźwięków małych stworzeń, kiedy pewnej nocy przestały rozrabiać i nigdy już nie widzieliśmy ich w okolicy. Nie wiemy co się z nimi stało, ale mieliśmy nadzieję, że po prostu przeniosły się w inne miejsce. Potem w okolicy pojawiły się żaby i zaczęliśmy tęsknić za puchatkami jeszcze bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz