Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 21 września 2020

Bohaterowie kasy fiskalnej

Bardzo doceniam pracę ekspedientek i wszystkich osób pracujących w sklepach, zwłaszcza w marketach czy sieciach odzieżowych. Kiedy usłyszałam o tym, że część znanych sklepów odzieżowych wymusza na pracowniku dwanaście godzin stojącej pracy i surowo zakazane jest nawet podparcie się, kiedy w sklepie nie ma żadnych klientów, zaczęłam się zastanawiać kto będzie w przyszłości płacił za rehabilitację tych osób. Kręgosłup ma swoje granice, o czym często zdarza się nam zapominać.

Tutaj mała prośba.

Jeśli zauważymy, że jakaś rzecz spadła na podłogę i jesteśmy w stanie ją podnieść, to ten jeden przysiad nie zrobi nam krzywdy. To nic w porównaniu z pracownikiem, który z wymuszonym uśmiechem stoi już siódmą godzinę i pyta wesoło czy może w czymś pomóc. Nie bądźmy ch*jkami.

"Oni tu pracują, za to im płacą" czy "ciężka praca to jest na kopalni, a nie w sklepie", lub też "było się uczyć" - są najbardziej żenującymi, niedojrzałymi i "lamerskimi" tekstami, jakie można sobie wyobrazić w tej sytuacji. Zegnij się, podnieś, powieś, odejdź. Godności jeszcze nikt od tego nie stracił, a może tej miłej pani kręgosłup strzeli dzięki temu nieco później.

Dzisiaj, korzystając z wolnego poranka, przeszłam się na większe zakupy do marketu. Obeszłam z koszykiem dwie alejki, kiedy ujrzałam lekkie poruszenie wśród pracowników. Towar był wykładany w pośpiechu, ludzie popędzali się nawzajem i rzucali krótkimi hasłami, jak: "która już jest?", "jak chcesz iść do wc, to teraz, zaraz tu wpadną", "Chryste, za piętnaście minut będzie szkolna przerwa", "wykładajcie najpierw napoje i chipsy, na to się rzucą pierwsi, zostaw te warzywa", "Ktoś widział Ewę? Gdzie jest Ewa, miała wejść na kasę".

Niemal słyszałam dudnienie wojennych bębnów. Pracownicy spoglądali niepewnie w stronę drzwi, przyglądając się budynkowi szkoły po drugiej stronie ulicy.

Widząc ogólny popłoch i przygotowania do starcia, postanowiłam się zgęścić i skierować się w stronę kasy. Zanim dotarłam jednak do taśmy, do sklepu wlała się fala młodych ludzi w wieku 9 - 15 lat, przeprowadzając masowy atak na uzupełnione półki. Pracownicy skrzętnie usunęli się z drogi i zajęli taktyczne miejsca przy taśmach. Paczki z jedzeniem, które spadły na ziemię, zostały tam już nawet po odejściu szarańczy. Przepychanka przy ladzie, bo "zaraz się kończy przerwa" zmusiły ekspedientkę do wycofywania towaru, który błędnie został przypisany nowym właścicielom. Byłam pod wrażeniem chaosu, jaki wywołała około piętnastoosobowa grupka młodocianych, jednocześnie czułam jednak współczucie dla pracowników.

Zapłaciłam i odsunęłam się na bok z moim kratowanym pojazdem, żeby tam w spokoju przepakować swoje zakupy do toreb, obserwując przy okazji tę nierówną walkę.

Nie dane mi było zobaczyć finiszu, ale domyślam się, że ten maraton nie był dla kasjerek nowością i muszą przechodzić przez niego nawet kilka razy dziennie.

Doceniam cierpliwość i siłę psychiczną tych osób. Osobiście miałam ochotę przestawić towarzystwo i ustawić je w rządku, kiedy w wyniku pośpiechu na podłodze swój żywot zakończyła szklana butelka z piwem, którego ze względu na wiek brygada i tak nie mogła kupić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz