Cóż, według strony Politechniki:
"IGRY to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie kulturalne, które gromadzi w jednym miejscu tysiące ludzi. Celem Juwenaliów jest dobra zabawa podczas organizowanych koncertów, integracja ludzi, a także wspólne tworzenie historii"W rzeczywistości jest to czas, w którym populacja trzeźwych studentów zmniejsza się o trzy czwarte i nie ma mowy o zapamiętaniu historii dnia poprzedniego, co dopiero o tworzeniu nowej.
Dla tych którzy będą w stanie utrzymać się w pozycji dwunożnej jest jednak przygotowanych wiele atrakcji. Koncerty (których nikt nie słucha chyba, że jest zgazowany do tego stopnia, że zbiera krucjatę przeciwko Skazie z "Króla Lwa" i chce negocjować fakt zrzucenia Mufasy ze skały) zespołów takich jak: Farfocle, Lej mi pół, czy ŁYDKA GRUBASA (to są oryginalne nazwy tych zespołów, chciałabym w tym momencie żartować), wieczór filmowy (w tym roku między innymi Shrek), wielkie grillowanie (nazwa już dawno powinna zostać zmieniona na wielkie jaranie, igrowa łąka w tym czasie jest niczym Woodstock. Tyle ziela nie przerobiłby nawet Bob Marley) i planszówki (bo w takim stanie nawet chińczyk może być "Grą o tron").
Wszystko rozpoczyna korowód (jedyna taka okazja by zobaczyć pompowany kostium męskiego przyrodzenia, albo kolesia wielkości dwóch wikingów przebranego za zębową wróżkę), a punktem kulminacyjnym jest przekazanie studentom klucza do bram miasta przez Prezydenta. Choć można podejrzewać, że studenci potrafiliby zastać miasto murowane, a zostawić rozkopane to co roku jakimś cudem udaje się przetrwać temu miejscu. Najwidoczniej tak przesiąkło już klimatem, że stało się silniejsze niż wioska Galów.
Mamy też Finał Bojów Akademików w Quidditcha. Tak, dobrze przeczytaliście i jeśli kiedykolwiek czytaliście "Harrego Pottera" to dobrze Wam się ta nazwa kojarzy. Jako, że studenci są wyśmienici z zielarstwa pragną się spełniać również na innych frontach. Jest również masowa akcja "komu upadł pieniążek" przeprowadzana przez najwyśmienitszych testerów czystości podłogi, czyli bicie rekordu Guinnessa w ilości osób robiących pompki.
Słowem, dla każdego coś dobrego.
Mnie jednak przyciągnęła jedna atrakcja, która jak mi się wydaje przypadłaby do gustu również Morfinie - Pirate Party. Nie ze względu na tematykę, ale na obecność wielkiego gościa w kostiumie.
Powiększona wersja misia z Sagi paradująca na otwartej przestrzeni mogłaby wywołać największą falę szczęścia u tego psa jaką kiedykolwiek widziałam. Ogrom endorfiny przepływającej przez Morfinę nie byłby w stanie pomieścić się w jej małym ciałku. Tęcze i jednorożce fruwałyby po okolicy jak liście na jesieni.
Właśnie dlatego postanowiłam, że oszczędzę światu tej anomalii.
Również dlatego, że na teren nie wolno wprowadzać zwierząt.
*ciężkie westchnięcie Morświna z oddali*
Nie no bez przesady. Ja akurat słucham Łydki Grubasa, a Lej Mi Pół zawsze towarzyszy nam kulturalnych posiadowkach przy alkoholu ze znajomymi(mieszkam w bloku, sąsiedzi nigdy nie skarżyli się na za głośna muzykę, bo nie puszczamy jej tak, żeby w mieście obok było słychać). Lepiej, z grupy, którą jedziemy na IGRY, jest kilka osób, które nie zamierza pić, a reszta jest na tyle odpowidzialna, że nie dopuści sie do stanu czworonoznego... ale no coz, my zawsze byliśmy jacyś inni xD
OdpowiedzUsuńNiestety osób z takim podejściem nie ma wielu ;)
Usuń