Stałam na przystanku i tuptałam w miejscu, próbując zagrzać się na mrozie i przeklinając siebie za nie zabranie rękawiczek.
Wokół znajdowała się grupka ludzi, którzy również oczekiwali na spóźniony autobus. MOCNO spóźniony autobus. Między nogami spacerowały gołębie, kolebiąc synchronicznie główką w rytm przebierania nóżkami i szukając tego, co ludziom mogło spaść na ziemię, a czego już zjeść nie chcieli.
Przyglądałam się właśnie jednemu osobnikowi z rudym opierzeniem, który przechadzał się ulicą z kromką chleba na szyi. Prawdziwy Gangsta, ciekawe czy gołębice na to leciały.
- Hssst - usłyszałam syczący dźwięk za plecami. Obejrzałam się ale nikogo tam nie było.
- Hssst - dźwięk zaskoczył mnie z drugiej strony i szybko skierowałam się w jego kierunku. Nic. Chyba powinnam przestać jeść śniadanie w laboratorium. Halucynacje w tym wieku nie są dobrym objawem.
- Hsssyt, hsssyt -
Wąż? Kot? Wściekły kierowca taksówki? Nie. Tuż za wiatą kucał chłopczyk z puszką spreju w dłoni i skradał się do gołębia. Chodnik i ulica nosiły znamiona wcześniejszych, nieudanych prób przemalowania ptaka na różowo.
- Hej, nie... - krzyknęłam do chłopca, lecz nie zdążyłam dokończyć.
- Hsssyt -
Tym razem gołąb oberwał po tyłku różową farbą, odleciał kawałek i wylądował ponownie.
Dziecko znowu stało się ninja i zaczęło powoli zbliżać się do ptaka.
- Przestań, zostaw w spokoju tego gołębia - krzyknęła jakaś młoda dziewczyna, ściągając z głowy słuchawki i podchodząc do chłopca nim ja zdążyłam to zrobić.
- Bo co? - warknął młodociany Picasso.
- Zostaw go, przecież się tylko bawi. Gołębiowi nic nie będzie - odezwała się stojąca pod zadaszeniem kobieta, przywdziana w cętki jaguara. Zapewne matka chłopca.
- Niech sobie psika gdzie chce, ale nie na żywe zwierzęta - odparła dziewczyna, blokując chłopcu drogę. Postanowiłam podejść i wesprzeć ją w walce.
- A Wy co? Obrońcy praw latających szczurów? Przecież to szkodnik, wszędzie sra i roznosi choroby. Poza tym on nie wylewa na niego kwasu, to tylko trochę farby -
*Klklkl* usłyszałyśmy za plecami dźwięk przeładowania amunicji.
- Psiknij tego gołębia, to ja psiknę Ciebie - rzekła nieco zdenerwowana już dziewczyna.
- Pomogę - dodałam, płosząc ptaki które mogły stać się kolejną ofiarą, gdyby tylko podeszły zbyt blisko.
- A ja widziałem ostatnio, jak po gołębiu przejechał autobus. Stał sobie i nie zdążył odlecieć i najechało na niego koło i zrobiło takie pop, pop. Jakby ktoś kruszył chrupki, a jak z niego zjechało to wszystko miał już na wierzchu - zaczął prawić chłopiec. Mówił o tym, jakby opowiadał co dostał pod choinkę. To było mocno niepokojące. Dziewczyna obok mnie zmieniała kolory na twarzy i chyba miała ochotę zwymiotować.
- To Ci się podobało? - spytałam chłopca
- No... nie, ale co miałem zrobić, pobiec po niego? -
Czyli była jeszcze nadzieja. To jeszcze nie był psychopata.
- Zostawicie go już? - żachnęła się matka dziecka - To się zmyje kiedyś przecież, deszcz na ptaka napada i już. Jakie Wy problemy robicie, nudzi Wam się? -
- To jest zwierzę, nieważne że małe. Równie dobrze następnym razem chłopak może podbiec tak do kota, psa, czy innych ludzi i zacząć ich kolorować - odpowiedziałam, mając nadzieję, że coś jednak dotrze.
- Oj i co takiego, poza tym nie podbiegnie, ja znam chyba go lepiej. To że sobie... ej! Co Pan robi?! Czyś Ty oczadział człowieku?! - zaczęła wydzierać się lamparcica do starszego mężczyzny stojącego obok niej.
- Oj przepraszam - odpowiedział staruszek, zatykając długopis którym sekundę wcześniej maźnął kobiecie po torebce - Mam jeszcze czarny, chyba będzie lepiej odbijał -
- Oszalałeś? Jezus Maria moja torebka, cała upieprzona! Na mózg Ci się rzuciło? -
- Po co ta agresja? Zmyje się kiedyś przecież. Może na deszcz niech pani wystawi? -
- Idź się lecz stary dziadu. Pojebało człowieka do końca - warczała kobieta, odsuwając się od mężczyzny i usiłując domyć torebkę śliną.
- Przecież to nie kwas, to tylko długopis - odpowiedział staruszek
- Będziesz mi płacił za pralnię, jak to się nie dopierze, zobaczysz -
- Tak, tak - odrzekł staruszek, spoglądając na zszokowane dziecko, dalej stojące miedzy nami - Chcesz tatuaż? Albo wąsy? Chodź narysuję Ci -
Dziecko podbiegło do matki i nie oglądając się za siebie ukryło się za nią, spoglądając niepewnie na sprej, którym jeszcze przed chwilą tak świetnie się bawiło.
- Nie podchodź do niego, to wariat - instruowała chłopca kobieta, dalej śliniąc torebkę, mimo że nie przynosiło to pożądanego efektu.
- Nie to nie, za darmo bym zrobił - odrzekł mężczyzna, po czym spojrzał na nas - A Wy nie chcecie dziewczyny? -
- Nie, my to raczej podziękujemy - rzekła młodsza z nas i wróciła na swoje dawne miejsce, zakładając słuchawki. Podążyłam za nią.
Czułam nieokreśloną sympatię do tego człowieka. Może gdyby nie autobus dałabym mu wydziarać sobie gołębia niebieskim długopisem. Tego z kromką chleba na szyi.
Jak szaleć, to szaleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz