- A Pani to psa ma poświęconego? -
- Słucham? -
- Czy Pani psa święciła -
- Emm... nie? -
- A to dlaczego, niewierząca? -
Dopiero co spotkałam tą kobietę na ulicy. Nigdy wcześniej jej nie widziałam i podejrzewam, że ona mnie też nie. Nagle pożałowałam, że pozwoliłam jej pogłaskać psa, chciałam być jednak miła skoro już spytała.
- Nie wydaje mi się, żeby to była dla Pani potrzebna informacja -
- Psa trzeba poświęcić -
- Pani wybaczy, ale nie spotkałam się z tą praktyką -
- Proszę Pani nawet samochody się święci, zwierzęta tym bardziej -
- Ok -
- Nawet Pani nie wie jakie demony - splunęła trzy razy przez ramię - mogą do takiego psa wejść jak jest niepoświęcony, zupełnie jak do człowieka -
- Aha... -
- Potem się rzucają do ludzi, a to wszystko tfu, tfu, tfu demony -
Pomyślałam, że jeśli zrobi tak kiedy akurat będą za nią przechodzić jacyś ludzie, to zostaną opluci w twarz. Nie ma to jak naharać komuś w facjatę z samego rana.
- To ja zapamiętam -
- Niech Pani z tym do księdza idzie, albo chociaż mu łańcuszek z krzyżykiem założy -
- Księdzu, czy psu? -
- Psu przecież. Tylko nie różaniec. Różańca nosić nie wolno. Koniecznie poświęcić i krzyżyk -
- Nie musi się przedtem wyspowiadać? -
- Co? -
- No wyznać grzechów -
- Ja widzę, że Pani mnie nie traktuje poważnie. A ja z dobroci serca chciałam. Z dobroci serca! Jak go opęta, to Pani będzie mieć tylko do siebie pretensje. Do siebie! -
Po czym poszła.
Tak się teraz zastanawiam, czy jak suka zjadła opłatek na Wigilię to starczy, czy jednak za mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz