Morfina leży na chodniku, obok niej siedzi ludzki pędrak, taki z pogranicza tych, co to dopiero zaczynają rozumieć słowa. Jako, że ta suka to psia niania i jest w niebie jak dotykają ją małe rączki, dzieciak siedzi właściwie z twarzą przyklejoną do futra i wskazując paluszkiem na różne części ciała psa, uczy się anatomii.
- Łapkia -
- Tak to jest pieska łapka, bardzo ładnie - odpowiada matka siedząca obok mnie na ławce
- Uśko -
- Uszko pieska, tak -
Laska jest tak wniebowzięta i dumna, jakby dzieciak właśnie rozpracował teorię wszechświata ale sama lepsza nie jestem, więc się nie odzywam.
- Ośko - mówi brzdąc i podtyka Morfinie palec pod oko
- Tak, a co piesek ma na oczku? -
- Zieńsy -
- Rzęsy, tak! -
Trwa to dłuższą chwilę i zaczynam myśleć, że wkrótce skończą mu się części ciała. Nagle mała glizda wpada w panikę i przeszukuje brzuch suki, jakby miał tam znaleźć diamenty:
- Pusiek! -
- Tak piesek ma puszek, futerko takie -
- Nie! Nie ma pusiek -
- Ale piesek ma puszek kochanie -
- Pusiek nie ma! - dzieciak zaczyna płakać krokodylimi łzami i Morfina zdezorientowana nie wiedząc, czy zrobiła coś źle i jak go uspokoić zaczyna mu robić masaż językiem po twarzy
- Ahaaa, pępuszek - odpowiada matka - Piesek ma pępuszek, tylko go nie widać -
Dzieciak jednak wie swoje i nie będzie mu kurde matka wpierała ciemnoty:
- Pusiek, nie ma! -
- Ale Ty też nie masz ogonka, a piesek ma. To jest po równo -
Chłopczyk momentalnie przestaje płakać, ogląda się na plecy, maca po opancerzonych w pieluchę pośladkach i jak gdyby nigdy nic wraca do wyliczanki:
- Nosiek -
- Tak, piesek ma nosek -
...
Zastanawia mnie czy matki mają książkę z tajnymi, logistycznymi sztuczkami, czy to po prostu przychodzi wraz z macierzyństwem.
Podziwiam. Naprawdę podziwiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz