Wracając ostatnio ze spaceru z
psem, zostałam zaczepiona przez dwóch jegomości. Obaj mieli więcej promili we
krwi niż Ryszard Riedel heroiny podczas koncertu. Jeden z nich próbował ustabilizować
swoją pozycję względem podłoża, w jego głowie ewidentnie grały „Kawiarenki”
lecz nogi poruszały się w rytmie „Gangnam style”. Drugi z mężczyzn był w nieco
lepszej kondycji i robił za tłumacza kolegi z zaburzeniami błędnika. Sok z
gumijagód krążący teraz w ich krwioobiegu ewidentnie nie pomagał.
- Szmojoglgl. Bebuuh –
Przemówił w języku swoich ludzi
pierwszy jegomość. Tłumacz wziął dwa wdechy i pośpieszył z wyjaśnieniem:
- Kolega chciał powiedzieć że ma
pani bardzo ładnego Owczarka białego. Miał kiedyś takiego samego. –
Pierwszy z panów zamaszyście
pokiwał głową na potwierdzenie że właśnie to miał na myśli, przez co stracił
swój i tak chwiejny kontakt z podłożem i przyjął pozycję czteronożną.
Korzystając z okazji zrównania się z psem postanowił przywołać ją do siebie
słowami:
- Kici kici piesuuu –
W międzyczasie wyjaśniłam Panu
który jeszcze stał, że to nie Owczarek tylko Golden. Jegomość zdziwił się i
obrócił do kolegi niżej:
- Ty jełopie Pani mówi że Ty
miałeś Goldena nie Owczarka –
Jego kolega nie słuchał ponieważ
właśnie opowiadał jakąś fascynującą historię Morfinie, która zdawała się
rozumieć tajemniczy język i chyba wciągnęła ją fabuła bo nie odrywała oczu od
mężczyzny którego twarz znajdowała się coraz bliżej chodnika.
- Ja Panią przepraszam za kolegę,
on jest nietrzeźwy – rzekł tłumacz i biorąc szeroki rozkrok zaczął podnosić
swojego towarzysza z ziemi. Zanim odeszłyśmy usłyszałam jeszcze, żebym nie
jadła zielonych jagód, dała psu na imię Amanda i „haszkuku milu”.
Chciałam serdecznie podziękować za
cenne rady. Będę miała je na uwadze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz