8:30 rano. Pierwszy
wykład tego dnia. Wszyscy powoli zbierają się w auli. Po jakimś czasie pojawia się
również profesor i zaczyna wywód. Część studentów notuje, część śpi, a część
kontempluje nad życiem i śmiercią patrząc pustym wzrokiem na prowadzącego zajęcia.
Około godz. 9 wpada spóźniony jegomość odziany w piżamę, szlafroczek i papcie
(taki widok już mało kogo dziwi, akademiki stoją blisko uczelni). Profesor
nawet nie spojrzał w kierunku drzwi. Spóźniony chłopak raczej lekko wczorajszy,
fryzura w nieładzie, ubrań dziennych brak tak jak zresztą notatnika i
długopisu. Widać, że krążą w jego organizmie jeszcze jakieś promile. Cóż,
poniedziałek rano nie dla wszystkich jest łaskawy.
Po jakiejś godzinie
chłopak zaczyna rozglądać się po sali z w pół zamkniętymi oczami i szturcha kolegę
z mojej grupy:
- Ej, co to za wykład –
Mistrzowskie pytanie po
godzinie wykładu.
- Fizyka –
Chłopak pomyślał chwilę i
skonsternowany rzekł:
- To jaka to jest grupa? –
- IB1 –
- O cholera… to nie mój
wykład –
Odpowiedział, po czym
zebrał się i równie zgrabnie jak wszedł do auli, tak z niej wyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz