Jeden z nich był smukłym lisem o płomiennym futrze, a drugi - popielatym królikiem. Lis i królik żyli obok siebie od lat dziecięcych i bardzo cenili swoje towarzystwo. Zajmowali sąsiadujące ze sobą nory i spędzali razem czas, kiedy deszcz uniemożliwiał im wędrówkę.
![]() |
(Grafika własna. Kliknięcie powiększa obraz.) |
Ta nietypowa przyjaźń była uznawana przez inne zwierzęta za wynaturzenie i czasem dwójka ssaków zastanawiała się co to właściwie może znaczyć.
- Rugo - zwrócił się szarak do towarzysza, kiedy oboje siedzieli skuleni pod wielkim dębem i przyglądali się niszczycielskiej ulewie - Znowu się z kimś gryzłeś? Futro masz zmierzwione.
- Nie moja wina Tokilu - odparł lis - Nie szukam zaczepki. To oni zaczynają.
- Poszło o teren? Jedzenie? A może lisicę? - drążył królik, lecz odpowiedziała mu cisza - Czyli znowu o mnie.
- O zasady Tokilu, o zasady. W lesie jest tyle królików, że jedzenia drapieżnikom nie braknie, jeśli zostawią w spokoju jednego.
- Nie uważasz, że to dziwne? - zamyślił się Tokilu - To, że jeden królik jest Ci kompanem, a inny obiadem?
- Deszcz jest dziwny - odparł Rugo - Kto to widział, żeby woda spadała z nieba?
- Rugo...
- Często dziwne jest dla nas tylko to, czego nie rozumiemy. Jeśli to pojmiemy, przestaje być dziwne. Jesteś moim przyjacielem, a tylko przy okazji królikiem. Żaden z nas nie wybierał ciała, w którym przyszło mu się urodzić.
Deszcz powoli przemijał, zabierając ze sobą troski zwierząt i kłębiące się w ich głowach myśli.
Mijały dni, tygodnie, miesiące i nic się nie zmieniało. Rugo dalej bronił Tokilu, a Tokilu dalej troszczył się o Rugo. Ślady lisich łap odnajdywano obok króliczych, chociaż wiatr i deszcz zacierały je regularnie.
Pewnego dnia spokój zwierząt został zmącony, kiedy rozpędzony Tokilu wpadł prosto pod łapy swojego lisiego przyjaciela.
- Rugo! Całe szczęście! - wysapał szarak, kuląc się i chowając za kompana - Coś mnie goni! Chce pożreć! Jest wielkie i szybkie!
Lis zasłonił sobą królika, gotowy nadstawić karku dla przyjaciela, ale w powietrzu nie wyczuwał niczego niepokojącego.
- Niczego nie widzę, ani nie słyszę - powiedział po chwili.
- Było tuż za mną! - wychylił się Tokilu, nastawiając uszu.
- Może to zgubiłeś. Co tak właściwie Cię goniło?
- Nie wiem. To nie był lis, wilk, ani nawet pies. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego.
- Dziwne, ale ja też spotkałem dzisiaj coś dziwnego. Zauważyłem to w jeziorze, ale kiedy próbowałem podejść, odsuwało się na głębiny. Wyglądało jak lis, chociaż mieszkało pod wodą.
- Lis z jeziora?
- Może to lisia syrenka albo lisi wodnik.
- Nie ma czegoś takiego jak lisia syrenka - zganił przyjaciela Tokilu - Za dużo czasu spędzasz na słońcu.
- To nie ja się wystraszyłem wiatru - odburknął Rugo.
- Naprawdę coś mnie goniło!
- Widziałeś to?
- Tylko cień, ale ten cień był prawdziwy! Był wielki i miał spiczaste uczy albo rogi!
Od tego czasu Rugo często udawał się nad jezioro, żeby zachęcić wodnego kolegę do opuszczenia kryjówki, lecz ten zawsze uciekał po tafli wody i chociaż lis wypływał coraz dalej, nie udawało mu się dosięgnąć syrenki. Często na przemoczonego Rugo wpadał też Tokilu, który uciekał przed nieznanym nikomu zagrożeniem.
- To bez sensu - stwierdził Rugo - Ja usilnie staram się coś dogonić, podczas kiedy Ty bardzo starasz się przed czymś uciec.
- Zamieńmy się - zaproponował Tokilu - Ja pójdę nad jezioro, zobaczyć tego wodnego lisa, a Ty pójdziesz na polanę, gdzie zazwyczaj spotykam to straszne zwierzę, kiedy tylko ciepło zachodzącego słońca zaczyna łaskotać mnie po plecach.
Tak zrobili i kiedy dotarli każdy na wyznaczone miejsce, zrozumieli.
Tokilu obchodził jezioro dookoła i spoglądał na taflę wody z każdej możliwej strony, ale widział w niej tylko swoje odbicie.
Rugo czekał cierpliwie na polanie, ale zachodzące słońce wydłużało tylko jego własny cień.
- Cały czas próbowałeś dogonić siebie - zaśmiał się Tokilu, kiedy zwierzęta się spotkały - To było Twoje odbicie w jeziorze, zdeformowane przez niestałą wodę.
- A Ty próbowałeś przed sobą uciec - dogryzł królikowi lis - Cień Twoich uszu Cię wystraszył i podążał za Tobą, kiedy biegłeś.
Zakończeń tej historii może być wiele, tak jak wiele może być w niej wniosków, morałów i konkluzji.
Jeśli pomyśleliście, że lis pewnie finalnie zjadł królika - nazywa się to uprzedzeniami.
Jeśli stwierdziliście, że zwierzęta skończyły jako gulasz, czapka na zimę lub element dekoracyjny mieszkania - nazywa się to pesymizmem.
Jeśli wierzycie, że żyły długo i szczęśliwie do późnej starości - cóż, optymizm też jest potrzebny.
To tylko legenda, bajka dla dzieci, historia wymyślona - stwierdzi realista.
Nie jest jednak ważne co myślicie o samej historii i jakie widzicie w niej zakończenie. Czasami jeśli zostawi się otwarte drzwi, daje to dużo więcej możliwości niż "przejść przez drzwi" i "przez drzwi nie przechodzić". Można je pomalować, wyjąć z zawiasów czy porąbać siekierą.
Nawet niedokończone opowieści mogą nieść ze sobą morały.
Jednych ta historia uczy współpracy, drugim pokazuje otwartość, a jeszcze innych utwierdza w przekonaniu, że często spędzamy czas na ucieczce przed sobą lub poszukiwaniu tej wersji siebie, która nie istnieje.
Interpretacja opowieści jest tutaj dowolna. Tak jak dowolny jest w niej udział.
Zakończeń i wniosków jest dokładnie tyle, ile jest woli czytelnika, by je odnaleźć.
_____________________
Tłum. z języka rosyjskiego: własne, #Connor, #Misha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz