Bardzo krótka historia o instant karmie.
Morfina jest już w takim wieku, że wymaga na spacerach częstych przerw w marszu i wspierania wodą, niezależnie od pogody. Na przechadzkę wychodzimy więc, kiedy jest chłodniej i temperatura nie rozpłaszcza mi psa na nawierzchni w dziesięć minut po opuszczeniu mieszkania.
Na ostatniej prostej w drodze powrotnej do domu, córa sztormów postanowiła się zatrzymać, usiąść i spojrzeć na mnie wyczekująco. Niewiele myśląc, wyciągnęłam z torebki butelkę z wodą, nachyliłam się do psa i tworząc z ręki łódkę, zaczęłam do takiej prowizorycznej miski wlewać wodę. Zwierz się napił, ja zakręciłam butelkę i wróciłam do pozycji pionowej. Wstając, usłyszałam jednak:
- Ma pani zamiar to posprzątać? - wychodzące z ust starszej kobiety, siedzącej z dzieckiem na ławce.
Obejrzałam się za siebie, zastanawiając się co też mogło mi wypaść z kieszeni czy torebki, ale niczego na chodniku nie zauważyłam.
- No, co się rozgląda? - kontynuowała kobieta - Nalane jest na całym chodniku.
- Ale... to jest woda - zaczęłam, myśląc że kobieta wzięła kałużę pozostałą po pojeniu psa za zawartość psiego pęcherza.
- I co z tego? - usłyszałam jednak w odpowiedzi i zwątpiłam.
- To, że zaraz wyschnie. Poza tym zbiera się na deszcz.
Nie wiedziałam czy kobieta oczekiwała ode mnie podmuchania na mokry chodnik, czy przyjścia na miejsce z suszarką, ale zdenerwowana chwyciła do ręki soczek dziecka, otwarła go i zamachnęła się napojem w kierunku Morfiny, żeby ją nim oblać.
- Jak tak lubi mokre, to proszę - usłyszałam, ale zanim zdążyłam usunąć psa z linii ognia, młodociany, siedzący obok kobiety, złapał rączką za swój soczek i zatrzymał otwartą butelkę, której zawartość wylała się częściowo na spódnicę opiekunki, a częściowo na chodnik.
Kobieta, dalej trzymając rękę w powietrzu, przyglądała się swojemu kapiącemu odzieniu i zerkała na mnie wrogo, jakbym to ja zmieniła spojrzeniem trajektorię lotu soku.
Skróciłam smycz i trzymając Morfinę przy nodze, obeszłam ławkę szerokim łukiem, udając się w dalszą drogę.
Na odchodne dowiedziałam się, że nie chodziło o samą wodę, a o bakterie, które pies rozchlapał ze swojego pyska i które skończyły na trawie i chodniku.
Teren skażony.
Niestety ilość jadu wyprodukowana przez rzeczoną panią wybiła całą florę bakteryjną w promieniu osiedla, naukowcy podejrzewają nową pandemię.
OdpowiedzUsuń