Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 10 marca 2020

Słowa, które zostaną zapamiętane

Tak się składa, że (kiedy tylko mogę) staram się unikać sytuacji dla mnie niekomfortowych. Nie chodzi tu o wystąpienia publiczne, które mogą być stresujące, czy rozmowę z ludźmi, z którymi nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać. Tego nie jestem w stanie uniknąć. Sytuacja wygląda jednak tak, że jeśli mam wybór: iść do marketu, w którym każdej soboty robiłam zakupy z moją, żyjącą jeszcze wtedy, babcią, a przejść się do innego sklepu, to wybieram opcję drugą. Robię to tylko i wyłącznie, żeby uniknąć niekomfortowej dla siebie sytuacji. Niektórzy mogą to nazwać ucieczką, ale jeśli chodzi o reakcję "fight or flight", w 80% przypadków wybiorę "flight". Nie lubię konfliktów (tych wewnętrznych również), więc ich unikam. Schemat jest prosty.

Przyjeżdża mój ojciec ➠ robię wszystko, żeby nocować u znajomych

Rozmowa schodzi na politykę ➠ zmieniam temat

Muszę przejść przez teren, na którym mogę spotkać część rodziny, z którą nie chcę mieć nic wspólnego ➠ wybieram drogę dookoła

Niestety nie zawsze jest to możliwe.

Siedzę w autobusie i jak każdego dnia, zmierzam na uczelnię. Zajmuję wolne miejsce za mężczyzną z kilkuletnim dzieckiem. Dziewczynka płacze i mamrocze coś pod nosem, podczas kiedy ojciec stara się ją ignorować. Zakładam słuchawki i odcinam się od otoczenia.

Dziecko szlocha przez kilka przystanków. Może mieć góra cztery lata. Pasażerowie zaczynają zwracać mężczyźnie uwagę. Jedni chcą czytać książkę, inni porozmawiać i hałas bardzo im w tym przeszkadza. Nie wiem czego można oczekiwać jadąc komunikacją miejską, ale cisza i spokój powinna być ostatnim wymaganiem na liście. Takie są realia. Dzieci czasem płaczą.

Wolne miejsce obok mnie zajmuje starsza pani z książką o Faustynie. Mimo iż siedzimy zaraz za żywą syreną, kobiecie płacz dziewczynki wydaje się nie przeszkadzać. Albo jest taką weteranką autobusową jak ja i przywykła do wszystkiego, włącznie z puszczaniem pawia na środku pojazdu, kiedy okna zamknięte, a na zewnątrz 35°C, albo w domu ma takich trzy i dźwięk nie robi już na niej wrażenia.

Osobiście ciężko jest mi znieść płacz dziecka. W moim mózgu włącza się wtedy silna potrzeba, nakazująca mi przytulić małego człowieka i zabrać go z daleka od źródła problemu. To samo dzieje się, kiedy słyszę piski lub skomlenie psa.
Teraz jestem jednak zmuszona ignorować ten cichy głos podświadomości i zagłuszać go muzyką.

Dziewczynka płacze dalej, czym wywołuje coraz większą irytację pasażerów i samego ojca.

- Skończysz wreszcie? - odzywa się w końcu mężczyzna i reakcja dziecka jest natychmiastowa, zaczyna ono wydzierać się głośniej.

Sytuacja, w której ojciec upomina córkę, a ta ignoruje opiekuna trwa kolejne dwa przystanki. Ostatecznie mężczyznę trafia szlag i wybucha, kierując do dziecka następujące słowa:

- Właśnie dlatego matka Cię zostawiła, bo byłaś taka nieznośna!

Zamieram. Kobieta obok mnie przestaje czytać książkę, a ojcu przygląda się z niedowierzaniem połowa autobusu. Nawet dziecko przestaje na chwilę płakać, pociągając tylko nosem i wycierając załzawione policzki szalikiem.
Definitywnie nie chcę się tu teraz znajdować, ale do wysiadki mam jeszcze cztery przystanki. Ludzie zaczynają kręcić głowami, ale jako pierwsza reaguje starsza pani, zamykając książkę i z zamachem kierując swoją kieszonkową wersję biografii Faustyny na skroń mężczyzny. Nie ma w tym żadnego zawahania, a nokaut dzieje się tak szybko, że wydaje się być wręcz naturalny.

- Co jest?! - rzecze mężczyzna, odwracając się gwałtownie za siebie.
- Byś się wstydził! - odpowiada kobieta, tonem matki karcącej niegrzeczne dziecko - Takie rzeczy mówić, bój się Boga człowieku. To Ci w życiu przez usta nawet nie powinno przejść.
- Co pani?
- "Co pani"? Jak Ci zaraz przyłożę z drugiej strony, to się zorientujesz "co pani". Jak tak można do dziecka powiedzieć?

Mężczyzna się peszy i z zażenowaniem odwraca się do okna. Widać, że żałuje swoich słów i zostały one rzucone w przypływie złości, ale nie wie jak powinien się poprawić, więc nie robi tego wcale. 

Kobieta wraca do czytania książki, choć na jej twarzy wciąż maluje się irytacja. Pozostali pasażerowie również tracą zainteresowanie i kontynuują przerwane wcześniej czynności. Dziecko pociąga nosem i dalej mamrocze do siebie, ale już znacznie ciszej, a ojciec przegląda coś na telefonie.

Tylko ja dalej wpatruję się w tę dwójkę, orientując się, że w moich słuchawkach od jakiegoś czasu panuje cisza, ponieważ piosenka, której słuchałam, skończyła się kilka minut temu.

Jedna część mnie twierdzi, że nie powinnam się wtrącać i należy zignorować sytuację, druga planuje poprawić mężczyźnie z drugiej strony podręcznikiem do osadów. Taka cegła mogłaby pozbawić go przytomności na dobrych kilkanaście minut. Wygrywa ta racjonalna część i niechętnie się jej poddaję, chociaż doskonale wiem jak czuje się teraz to dziecko i jak wbrew pozorom doskonale zrozumiało każde słowo.

Wiem, że zostało to powiedziane niecelowo, niechcący i pod wpływem emocji, ale niesmak pozostanie we mnie na cały dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz