Zawitałam do nowo otwartego sklepu zoologicznego w mieście, w którym studiuję. Weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się po półkach w poszukiwaniu gryzaków dla gryzoni, ale moje oczy nie wynajdowały wśród towaru niczego specjalnego. Spacerując między regałami, przypadkiem usłyszałam fragment rozmowy między klientką, a pracownicą (prawdopodobnie szefową sklepu).
- Szukam jakiegoś sposobu, żeby mi od fretki tak nie śmierdziało - rzekła klientka.
- To może jakiś neutralizator zapachu - zaproponowała ekspedientka.
- Mam właśnie i żwirek ma taki zapachowy i wszystko, ale dalej śmierdzi.
- Może by jej gruczoły wyciąć. Mój kot śmierdział strasznie i mu wycięliśmy.
- No nie chcę go ciachać. Może da się coś zaradzić.
- To nie wiem, może dezodorantem psikać, no bo co więcej. To fretka jest.
Niegrzecznie jest się wtrącać w cudzą rozmowę, ale słysząc co pracownica usiłowała wmówić kobiecie, wewnętrznie się we mnie gotowało.
- Przepraszam, bo przypadkiem usłyszałam kawałek rozmowy niechcący - zaczęłam - Znajomi mają fretki. Takie zapachy to może być wina jedzenia albo małej klatki, tak naprawdę przyczyn może być wiele. Można się też przejść do weterynarza na czyszczenie gruczołów.
- Psu to czyści weterynarz, ale nie wiedziałam, że fretkom też się tak robi - odpowiedziała właścicielka zwierzaka.
- Też właśnie i to dużo daje - kontynuowałam - Można też nauczyć kuwetowania, to wtedy zapach się automatycznie zmniejsza, bo się usuwa go na bieżąco. Takie zapachowe żwirki to jest średni pomysł, bo mogą drażnić płuca zwierzaczka i po co jeszcze się z kaszlem męczyć.
- Ale jak kuwetowania? Jak kota? Że do pojemnika?
- Tak, jak najbardziej.
- Ale pani farmazony pociska - oburzyła się sprzedawczyni - Większej głupoty to w życiu nie słyszałam. Gryzonie to nie koty.
- Ale fretka nie jest gryzoniem - odparłam - Daleko jej do gryzonia. Poza tym nawet gryzonie da się nauczyć. Moje szczury są kuwetowane i to bardzo ułatwia życie.
- Jasne, a jakby krowa miała motor, to by był autobus. Pani nie słucha, to się zawsze ktoś wpierdzieli w rozmowę i się wypowiada o sprawach, o których pojęcia nie ma.
- Mam pani zdjęcia pokazać? - zapytałam - Bo ja mogę.
- Teraz wszystko można sfabrykować.
- Ale po co bym miała fabrykować zdjęcia szczurzej kuwety.
- A po co robić zdjęcia szczurzej kuwety? He?
- Widocznie mi były do czegoś potrzebne. Jak widać się przydają.
- Pani coś kupuje? Bo jak nie, to proszę opuścić sklep. To nie muzeum, tu się nie ogląda.
- Nie, dziękuję, już wychodzę. Raczej bym nie słuchała kogoś, kto uważa fretki za gryzonie - odparłam i wyszłam ze sklepu.
Nie będę kłamać, byłam mocno zirytowana.
Nie zdążyłam zejść ze schodów, kiedy dogoniła mnie klientka, pytająca wcześniej o fretkę. Kobieta zaczęła mnie wypytywać o różne rzeczy i słuchała dzielnie mojego monologu, w którym kilkukrotnie zaznaczyłam, że są to zwierzęta mięsożerne i taką też dietę należy u nich stosować. Poleciłam jej też kilka fretkowych grup na Facebooku, na których na pewno uzyskałaby więcej sensownych porad, niż mogłam dać jej ja. Moja wiedza o tych zwierzętach była dość ograniczona. Zaznaczyłam, że nie warto wierzyć we wszystko, co nam wciska ktoś obcy i że lepiej zebrane informacje sprawdzić na takich właśnie grupach i forach, gdzie często można znaleźć w plikach ciekawe artykuły i wskazówki.
Kobieta sprawiała wrażenie bardzo wdzięcznej i zaskoczonej faktem, że takie grupy w ogóle istnieją. Przyznała, że to jej pierwsza fretka i nie wiedziała jeszcze wszystkiego, ale chciałaby się dowiedzieć więcej.
Tego dnia sklep na nas nie zarobił i szczerze mówiąc, wątpię, że uda mu się utrzymać na rynku z takim podejściem do zwierząt i ich właścicieli. Pierwszy raz spotkałam się z tak rażącym brakiem wiedzy i wpieraniem swoich racji.
Może nie powinnam interweniować i wtrącać się w cudzą rozmowę, ale cieszę się, że to zrobiłam. Właścicielka była otwarta na wiedzę i chciała się dowiedzieć czegoś nowego, po prostu nie wiedziała u jakiego źródła powinna szukać, a obsługa sklepu dla zwierząt wydała jej się odpowiednio wykwalifikowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz