Powrót do domu ze spaceru z psem. Jako, że po drodze trochę się rozpadało, a Morfina znalazła miejsce na zabawę w wielkiej, błotnistej kałuży na środku pola, oboje wyglądamy jak ofiary długoletniej wojny. Psie futro z beżu przeszło do brunatnego. Łapy i brzuch ucierpiały najbardziej, tworząc na śledziu piękny, podpalany wzorek. Moje buty utytłane są błotem, we włosach mam liście i patyki, kurtka ma na sobie odciski łap i ściślej nieokreślone mazy, a spodnie zostały przedarte w dwóch miejscach i ciężko to podpiąć pod zamysł projektanta.
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kogo nigdy nie poniosła zabawa z psem lub małym dzieckiem.
Powiedzenie, że nie przyciągamy wzroku byłoby kłamstwem.
Przechodnie, których deszcz nie przepędził do domu, spoglądają na nas spod swoich parasoli, zapewne zastanawiając się z jakiego błotnistego bagna wyszły te dwie kreatury i do jakiego należą gatunku. Nikt nas jednak nie zaczepia. Niebezpiecznie jest podchodzić do nieznanych stworów z bagien, które dopiero co wypełzły z pola. Mogą być głodne, agresywne albo zdziczałe.
Ktoś mógłby powiedzieć, że kobiecie w moim wieku nie przystoi tarzać się z psem po piasku i niszczyć ubrań, ale osobiście uważam, że życie jest zbyt krótkie na konwenanse. "Dorosłym nie wypada oglądać bajek", "dorosły musi być zawsze odpowiedzialny i mieć plan", "dorosły nie powinien się tak zachowywać". Bycie dorosłym musi być potwornie nudne. Jeśli komuś to odpowiada, to świetnie, ale ja może sama zdecyduję kiedy wystarczy mi zbierania stokrotek i budowania zamków z piasku. Jeśli to dziecinne i niepoważne, to niech i tak będzie.
Idąc chodnikiem (bez parasola, bo przecież po co), moknąc w strugach deszczu, docieram finalnie pod klatkę. Kapie z moich ubrań, włosów i z mojego psa. Na schodach spotykam Anonimkę, która z jednym dzieckiem w wózku, a drugim na rękach czeka aż przestanie padać, by opuścić zadaszenie. Kobieta przygląda się nam z dezaprobatą. Ocenia, ale (co zaskakujące) nie wydobywa z siebie ani jednego słowa. Podczas kiedy ja szukam kluczy, ona toczy wewnętrzną walkę. Widać, że ma olbrzymią ochotę rzucić we mnie słowami i zwyzywać od pomiotów szatana, ale coś ją powstrzymuje. Mokre łapy i ślady butów zostawiane przez nas na klatce sprawiają jej niemal fizyczny ból. Rzucam szybkim "dzień dobry" i wchodzę do środka. Kobieta zamiast odpowiedzieć, że powinnam smażyć się w ogniu piekielnym i natychmiast posprzątać mokre ślady, odpowiada "dobry" przez zaciśnięte zęby i uparcie wpatruje się w krople deszczu, które nie mają zamiaru się uspokoić.
Nie wiem o co chodzi z nią i jej matką, ale trzeba przyznać, że wersja alfa ma dar przekonywania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz