Wstaję rano, szykuję transporter i Morfinią książeczkę zdrowia. Czeka nas wizyta u weterynarza. Mama świnka na kontrolę guzów, małe prosiaczki na zwykły przegląd techniczny.
Morfina wie co oznaczają takie przygotowania. Ta książeczka może wróżyć tylko jedno - ciastki. Będą ciastki z fartucha wysokiego pana. Eksplozja radości zalewa mój pokój. Gryzonie obserwują mnie za to z niepokojem. To nie wygląda jak wybieg, to wcale nie wygląda jak wybieg.
Pakuję zwierzyniec, osłaniam transporter chłodnym ręcznikiem, bo żar z nieba leje się już o siódmej rano i wybieram komunikację miejską, co by mi się futra nie przegrzały w trakcie drogi przez pół miasta. Morfinie nie podoba się opcja pojazdu, ale w grę wchodzą ciastki. Świniak walczy więc z chorobą lokomocyjną i brakiem stabilności w łapach, podczas gdy drobiazgi usiłują wciągnąć ręcznik do środka przez otwory transportera.
Jest dość tłoczno. Ludzie jadą do pracy. Jakieś dziecko zagląda mi przez ramię.
- Mamo, a co tam pani ma? - pyta kobiety, balansując nad krzesełkiem.
- Usiądź, bo spadniesz - upomina ją zmęczona życiem rodzicielka.
- Ale co tam jest? Co?
- Spytaj pani, może Ci powie.
- Proszę pani, a co tam jest?
- Szczurki - odpowiadam.
- Szczurki mamo, tam są szczurki!
- Usiądź już, bo na nie wpadniesz. Przez takie osoby właśnie mamy plagę we Wrocławiu - rzuca kobieta.
- Niech mi pani wierzy, gdyby to takie szczury były odpowiedzialne za plagę, nie byłoby problemu - odpowiadam, zastanawiając się kiedy ludzie zaczną dostrzegać różnicę między zwierzętami hodowlanymi, a dzikimi. W końcu nikt na widok Mopsa nie krzyczy "wilk!".
- Jest ich coraz więcej, zaczynają się rzucać na ludzi - rozkręca się matka dziewczynki.
- Plaga się rozszerza, bo ludzie to okropne fleje i nie dość, że kupują więcej jedzenia niż są w stanie zjeść, to jeszcze nie wszystkie odpady trafiają na śmietnik. Jak ktoś nie potrafi wyrzucić jedzenia do kosza, tylko rzuca nim z balkonu, albo zostawia "dla ptaszków", to potem jest jedna wielka uczta szczura. To wina człowieka, który trawnik myli z wysypiskiem.
Kobieta milknie, jednak po chwili mówi tak żebym słyszała.
- Ładniejsze są chomiczki i króliczki, nie córcia?
- Są gusta i guściki - odpowiadam i wstaję, bo zbliża się mój przystanek.
Wychodzimy z tej nagrzanej puszki, poję moje futra i zmierzam w kierunku gabinetu. Morświn zna drogę i nie omieszka mi przypominać gdzie należy skręcić, a gdzie przejść przez pasy.
Wchodzimy do środka. O dziwo nie ma ludzi i lekarz zaprasza nas do gabinetu.
- W czym mogę pomóc?
- To duże na kontrolę tłuszczaków. Te mniejsze na przegląd.
- Wszyscy po kolei na wagę. Duże na dużą, małe na małą.
Wyniki są następujące:
Morfina: 30 kg
Karmel: 440 g
Popcorn: 488 g
Masło: 520 g
- Pies na dietę. Tak z dwa kilo musiałaby zrzucić - odpowiada lekarz, wklepując wyniki do komputera.
- Panie doktorze, ona jest na diecie. Tak od kilku lat.
- No to trzeba ograniczyć ciastka.
Morfina podnosi głowę i maszeruje do pana w białym fartuchu, podając mu łapę. Wie co znaczy to słowo. To słowo znaczy, że będzie zaraz rozdawane smaczne dobro.
- Ups - mówi lekarz, przemycając pod stołem psiego krakersa prosto po Świnkowego pyska - Tak jak mówiłem. Na dietę. Ten tłusty też - dodaje doktor wskazując na Masło, które przysypia właśnie na wadze. Musi być mu nad wyraz wygodnie.
- Tu może być większy problem. On żyje żeby jeść.
- Jak często je?
- Cały czas.
- Zwiększyć mu ruch w takim razie.
- Jakiś pomysł? Mam go szturchać dopóki się nie przesunie?
- Coś trzeba wymyślić. Można mu zrobić tor przeszkód z nagrodami. Może go to zachęci.
- Wątpię...
- A temu coś jest? - pyta lekarz, aplikując Morfinie drugie ciastko i wskazując na Popcorna, jeżącego się na słuchawki zostawione na kozetce.
- Nie. Temu się tylko wydaje, że jest bossem Włoskiej Mafii.
- Tłucze resztę?
- Nie do krwi.
- To może być. Ten ma wagę w miarę, ile one mają?
- Niecałe 5 miesięcy.
- To będą duże szczury.
- Zdaję sobie sprawę.
- A ten je mniej?
Morświn pochłania już trzecie ciastko, po jednym na każdego szczura.
- No ten zawsze był chudszy od reszty - odpowiadam, przyglądając się jak Karmel stoi na krawędzi kozetki i węszy za braćmi - Jest bardziej aktywny.
- Tego można trochę podtuczyć. Tak żeby dobił przynajmniej do 460 g.
- Rozumiem.
- Czyli tak, Golden do wagi 28 kg. Boss Mafii jest ok. Jak mu wzrośnie chęć mordu braci przez hormony i zacząłby się rzucać do krwi, to jaj cięcie może być konieczne.
- Tak, wiem. Póki co we wszystkich stadach mi się obyło.
- Prosiaczek kimający na wadze na dietę. Chudzielca można trochę porozpieszczać dobrociami. One nie mają nawet pół roku, a już ważą prawie po pół kilo. Ten pączek, to nawet więcej. Będą jak małe koty.
- Więcej do kochania - odpowiadam.
Lekarz po chwili przechodzi do macania Świnki, co spotyka się z jej aprobatą. Jak dla niej szukanie tych guzów mogłoby odbywać się cały czas.
- Dopóki jakoś bardzo nie będą rosły, nie będziemy usuwać - mówi weterynarz - Jest duże ryzyko, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej ostatni numer na stole operacyjnym.
Przychodzi kolej na oględziny drobiazgów. Pierwszy w kolejce jest przelewający się przez dłonie lekarza, zaspany Masło.
Płynny tłuszczyk ma w nosie kto go maca i ogląda, ważne żeby odłożył go potem do wygodnego łóżka.
Popcorn ma większe opory. Nie podoba mu się dłoń w rękawiczce i usiłuje zdjąć ją z lekarza. Ta sztuka mu się jednak nie udaje. Tak samo jak nie udaje mu się ucieczka na drugi koniec stołu.
Mina dezaprobaty i przymrużone oczy mówią "puść mnie, albo ranę po moich zębach będziesz jeszcze wnukom pokazywał".
Karmel również chce ratować dłoń doktora z objęć tego lateksowego potwora. Po chwili zmienia jednak plan i postanawia wspiąć się na ramię lekarza w poszukiwaniu ciasteczek. Kiedy zostaje unieruchomiony na stole, zaczyna lizać rękawiczkę. To nie to co ręka, ale też może być przyjacielem. Każdy może nim być.
Po oględzinach zbieram futra i odciągam to największe od kieszeni lekarza.
Wracamy do domu w ten sam sposób, tym razem miejsce obok zajmuje jednak dziewczyna która z zainteresowaniem dopytuje o zwierzęta w transporterze. Okazuje się, że też miała szczurki swego czasu i również jest wielbicielką glizdowych ogonów.
Miło ze swoim porozmawiać.
Wysiadam na przystanku, dochodzę do domu i wypuszczam zwierzyniec na swoje pozycje.
Teraz jak im przekazać te wieści?
Dwóch obywateli których imiona zaczynają się na "M" nie będzie zachwyconych diagnozą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz