Na naszym osiedlu mieszka pewna rodzina. Młode małżeństwo z kilkuletnią córeczką. Rodzice dziewczynki mają skrajnie różne podejście do wychowania dziecka i mam wrażenie, że powodowało to u niej dezorientację do momentu w którym nauczyła się rozróżniać zasady jakie panują przy tacie, a jakie przy mamie.
Matkę dziewczynki można określić jako bardzo zapobiegawczą i nieco nadopiekuńczą. Przede wszystkim jest jednak osobą z obsesja na punkcie czystości i zarazków. Pod ręką zawsze znajduje się Asept, żel dezynfekujący, nawilżone chusteczki i cała pozostała apteczka. Dziecko przy rodzicielce chodzi w ślicznych, pastelowych sukienkach i warkoczyku.
Mama zabrania jej jednak się brudzić, przez co dziewczynka nie może bawić się na placu zabaw (w piasku załatwiają się koty, a przecież Toksoplazmoza czyha), biegać z innymi dziećmi (jeszcze się przewróci i ubrudzi), ani dotykać psów (nosicieli zarazków i pcheł). Młoda przy mamie nie je też czekolady ani lodów żeby nie pobrudzić sukienki i świat zwiedza głównie na rękach rodzicielki.
Kiedy dziecko pewnego razu przewróciło się i zdarło kolano (nic groźnego, zdarty naskórek) jej matka przeniosła ją w panice na ławkę i zaczęła wykonywać serię skomplikowanych zabiegów dezynfekcyjno-zabezpieczających. Po przeprowadzonej operacji dziewczynka została popsikana połową apteki, owinięta gazą i plasterkami w Barbie, po czym wylądowała w objęciach matki i już ich nie opuściła.
Ojciec małej ma zupełnie inne podejście do sprawy. Dziecko wydaje się przy nim szczęśliwsze. Również chodzi w sukienkach, ale przy mężczyźnie widziałam ją też w dresach i skarpetkach nie do pary. Ma pozwolenie na zabawę z innymi dziećmi, wtulanie się w psy (nawet te zabrudzone), skakanie po kałużach i wcinanie lodów cała twarzą. Po spacerze z tatą wygląda jak ja, kiedy wracałam do domu po całym dniu zabawy na żużlu - obdarta, brudna od stóp do głów, zasapana i z piaskiem we włosach. Nadawałam się wtedy tylko do przeniesienia z wycieraczki prosto do wanny. Na rany i otarcia tatuś ma prostą metodę - podmuchać, pocałować i wypuścić. Jeśli rana krwawi - przemyć wodą utlenioną i wypuścić. Jeśli są siniaki - spytać czy udało jej się złapać zająca i wypuścić.
Dziecko jest dwoma różnymi osobami w zależności od tego z kim przebywa.
Przy mamie - młoda dama, która herbatę pija przez słomkę, a po każdym dotknięciu klamki przeciera ręce chusteczką.
Przy tacie - córka wojny, mistrzyni zamku z piasku i poskromicielka ubłoconych psów.
Kiedyś dziecko zdenerwowało się o coś na mamę i wyrzuciło jej w twarz co myśli o zasadzie "psów się nie dotyka, bo są brudne".
- One są czyste, tatuś mi pozwala - wypowiadała stojąc przed rodzicielką z nieukrywanym oburzeniem.
- Są brudne i mogą mieć pasożyty.
- Tata ma rację!
- Z czym?
- Z tym, że dziczejesz na starość.
- Doprawdy? - zdziwiła się matka - A co jeszcze ciekawego tatuś Ci mówi na mój temat?
- Że zaczynasz zrzędzić jak babcia - kontynuowała dziewczynka nie widząc, że pakuje ojca w pułapkę.
- Tak?
- Tak! I że Twoje perfumy tyle kosztują, a pachną jak jej szafa!
Kobieta pokiwała w zastanowieniu głową, wypowiedziała sakramentalne "No to ja już sobie z tatusiem porozmawiam w domu" i zwinęła potomstwo na ręce.
Ktoś tu zdaje się będzie miał ciche dni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz