Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Turbo kobita

Byłam ostatnio na takiej otwartej siłowni na powietrzu. Wiecie... żeby poudawać przed samą sobą że mam kontrolę nad własnym ciałem.
Obiekt składał się na kwadrat o szerokości jakieś 6 metrów, ogrodzony siatką, w środku kilka sprzętów treningowych.
Kiedy tam weszłam, na orbitreku zasuwała już kobiecina, która na spokojnie mogłaby być moją babcią, a nie wiem nawet czy nie prababcią. Przebierała tymi nóżkami jak Usain Bolt po usłyszeniu sygnału startu. No ja byłam pod wrażeniem.
Obeszłam kilka sprzętów i po 20 minutach wylądowałam na orbitreku na przeciwko babeczki, która dalej piłowała swoją maszynę, jakby od tego zależało jej życie i nie miała zamiaru nawet myśleć o zatrzymaniu się. Pomyślałam że głupio by było pokazać że mam gorszą kondycję (a śmigała tam już z pół godziny najmniej), więc postanowiłam sobie udowodnić że też potrafię.
Posłuchajcie... to był błąd.
Moje nogi zaczęły płonąć tak w 10 minucie, mózg włączył awaryjne zasilanie w 20, a babcia dalej pedałowała. Po 30 minucie byłam zdolna uwierzyć że to robot albo bardzo młoda kobieta z rzadką chorobą skóry. 10 minut później stwierdziłam że się poddaję, niech bierze koronę, wole być żałosna ale żywa. Z gracją ośmiornicy ześliznęłam się z maszyny i odkryłam, że moja władza w nogach została zatracona. Tak po prostu, była kontrola, nie ma kontroli. Ruchami Michaela Jacksona przemieściłam się więc bliżej bramy, udając że owszem, to mój naturalny chód, przecież naprani kowboje są teraz w modzie, a ja totalnie ogarniam sytuację grawitacji, obrotu ziemi i innych sił które nagle postanowiły odebrać mi godność. Pożegnałam się ładnie i skierowałam do bramy. 
Do kobiety zadzwonił telefon.
Nie podsłuchiwałam, ok? Po prostu na wacianych nogach chodzi się bardzo powoli. Usłyszałam jak babeczka bez żadnej zadyszki, czy innej oznaki zmęczenia mówi:
- No, za godzinkę gdzieś będę w domu, to pójdziemy na te rowery -
Że co?!
Wychodzę. Wychodzę zanim podeptam własną samoocenę. Gdzie jest klamka? Przed chwilą tu była. Brama magicznie okazała się istnieć po drugiej stronie. Płynnym ruchem ponownie przeszłam obok kobiety, unikając kontaktu wzrokowego.
Nie wiem czemu ale mój podziw wygrał nagle nad zazdrością i wypaliłam:
- Ma Pani ekstra kondycję -
- A dziękuję Ci kochanie ale jak byłam młodsza to dopiero mogłam się pobawić -
Nie wątpię. Minęłam damską wersję Yohana Blake'a i zaczęłam wić się w stronę wyjścia.
Ta pani spokojnie mogłaby zostać moim trenerem personalnym i mentalnym guru w jednym. Jak ją znowu spotkam to spytam ją o sekret życia, bo ja chyba nie dostałam memo w tej sprawie.
A może kiedy rozdawali samozaparcie ja stałam w kolejce po pączki... mogło tak być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz