W tej rodzinie istniała zasada, że jeśli nastolatka kusi jakieś zabronione dobro, to powinien przyjść z tym do rodziców i oni w bezpieczny sposób mogą mu je udostępnić. W końcu lepiej tak niż w środku nocy pod jakąś speluną, z podejrzanymi koleżkami.
Młody przyszedł, oświadczył, że skosztowałby sobie papieroska i usiadł z ojcem do stołu, przy którym leżała nieotwarta paczka szlugów.
- Pal - odparł ojciec, podsuwając synowi kartonik.
- Mogę? Serio?
- Serio.
- Ile chcę?
- Nawet całą paczkę. Jest jednak jedna zasada.
- No?
- Nie wyjdziesz stąd dopóki nie wypalisz co najmniej pięciu.
- A co to za wyczyn? Stoi.
- Ok, Dać Ci ognia?
- Daj.
Trzynastolatek wziął w dłoń jednego papierosa i strzelił macha do samych pięt. Później wszystko przebiegło już zgodnie z planem. Krztuszenie się, wymioty i okupacja toalety. Absolutny brak chęci do ponownego sięgnięcia po papierosa w najbliższej przyszłości został osiągnięty.
Młody wypalił tylko trzy papierosy i ojciec odpuścił mu dalsze tortury, ale prawda jest taka, że dość miał już po pierwszym.
Dobrze, że to nie były cygara.
Jakiś czas później teen gangsta poprosił rodziców o możliwość skosztowania alkoholu.
- Nie całą butelkę, tylko trochę - dodał, pamiętając akcję z papierosami.
- Nie ma sprawy - odparł rodzic, lecz zamiast radości, te słowa wywołały zmartwienie.
Na stół powędrowała flaszka z kolorowym trunkiem i dwa kieliszki.
- Ty też będziesz pił? - spytał kuzyn.
- Picie w samotności prowadzi do alkoholizmu. Dotrzymam Ci towarzystwa.
- A co to jest?
- Bimberek. Bardzo mocny. Zmiecie Cię po kilku kieliszkach.
- Mówisz?
- Mówię.
Głowa rodziny odkręciła butelkę w której alkohol podmieniony został na wysoce rozcieńczone winko, zmieszane z dużą ilością soku i Vibovitu i rozlała trunek do dwóch kieliszków.
- To na zdrowie - powiedział ojciec, opróżniając szkło.
Tuż za nim podążał nieświadomy niczego syn, próbujący utrzymać narzucane przez rodzica tempo. Dorośli nie chcieli jeszcze tego samego dnia wędrować z dzieckiem na OIOM z zatruciem alkoholowym, więc postanowili zadziałać sprytem. Ojciec chłopca udawał, że wypijany alkohol, który procentowo nie różnił się zbyt wiele od Karmi, zaczyna na niego działać. Podświadomie reakcja na procenty trafiała i na chłopaka, który po czterech głębszych zaczął mamrotać, zataczać się, a nawet śpiewać szanty.
Placebo to bardzo silna rzecz, a ojciec chłopca musiał wykazać się wysoką samokontrolą, żeby nie wybuchnąć przy potomku śmiechem.
Kiedy jedna butelka została opróżniona, na stół powędrował koktajl zmiksowanych bananów i Sprite'a, oraz jednego kieliszka wódki dla smaku. Kto nie ma zbyt silnego żołądka i próbował już kiedyś takiej mieszanki wie, że można uzyskać podobny efekt wrzucając Mentosy do Coli.
Tworzy się wulkan.
Z tym, że ten wulkan tworzy się jeszcze w żołądku ofiary. Przezorny ojciec odmówił spożywania koktajlu, gdyż jak stwierdził "Nie lubi aż tak słodkiego alkoholu" i usunął się zapobiegawczo z linii strzału.
Jedna butelka wystarczyła by wesoła fontanna niestrawionej treści żołądkowej zalała całą kuchnię. Było trochę sprzątania, ale od tamtej sytuacji minęły już cztery lata, a młody nie wziął do ust niczego, co nie jest opisane jako "bezalkoholowe".
Jego rodzice zastanawiają się nawet czy przejdzie chłopakowi do osiemnastki.
Zapytani czy żałują takiego pomysłu odparli:
"Czasem trzeba być brutalnym wobec własnego dziecka i zrobić mu mniejszą krzywdę, niż ono samo może sobie wyrządzić, działając na własną rękę i kompletnie poza kontrolą. Im bardziej gorzkie lekarstwo, tym szybciej leczy".Czy postąpili słusznie, niech każdy oceni sam. Skuteczności jednak nie można im odmówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz