Siedziałam z psem na ławce. W naszą stronę chwiejnym krokiem szedł pewien napromilowany jegomość. Z gracją łabędzia, zarzucając kończynami jak najdalej się dało minął nas, po czym zatrzymał się, odwrócił w naszą stronę i zaczął monolog:
- Pani kierowniczko... kochana Pani, czy ja mogę zadać Pani takie... pytanie takie? Pani kierowniczko? -
Jako że widziałam iż składnia sprawia mu niemal fizyczny ból odpowiedziałam:
- Pewnie -
- Czy to jest pies czy to jest suka... co to jest tak pćiowo, jaką to ma płeć, jakiej to jest pełci ten pies tutaj... ten o? - po czym zaczął machać palcem jak Piotr Rubik podczas koncertu, żeby sprecyzować że o tego konkretnego psa mu chodzi.
- To jest suka -
- O! To czy ja mogę Pani coś... powiedzieć coś, szefowo kochana? Chce wiedzieć szefowa? Powiedzieć coś szefowej? Czy ja mogę? -
Jako że awansowałam już z kierownika na szefa postanowiłam posłuchać co człowiek ma do powiedzenia.
Mężczyzna wziął głęboki wdech, odpowietrzył część procentów i rzekł:
- To jest żyła złota.. szefowo kochana, naprawdę... nie kłamię. Żyła złota to jest... -
- Tak? A dlaczego? - myślałam, że zaraz nastąpi nawiązanie do szczeniaczków i jak to na tym można zbić kokosy.
- Bo ona jest złota... a Pani sobie wypruwa dla niej żyły -
Po czym to rzekłszy zaśmiał się i obrał dalszy kurs, nawigując palcem wskazującym na północ i mrucząc do siebie: "Dobre, dobre".
Tak oto mędrzec z krainy Amareną płynącej odszedł w stronę wodopoju o nazwie "Monopolowy", walcząc z zaburzeniami błędnika, a ja zostałam na ławce oświecona jego mądrością. Jakby nie było trafił w punkt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz