Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 5 marca 2020

Drobny błąd, a konsekwencje tak bolesne

Poranek jak każdy.

Otwieram oczy i zastanawiając się który mamy rok, sięgam ręką po wydzierający się budzik. Psi ogon smyra mnie po stopie. Układając w głowie plan ewakuacji z ciepłego łóżka do zimnej łazienki, zaczynam ponownie zasypiać. Budzik wyje po raz drugi, ponieważ znam siebie na tyle dobrze, żeby nastawić 23 drzemki co 5 minut po pierwszym alarmie.

Wlokę się przez korytarz, zabierając ze sobą drzwi harmonijkowe, o które zahaczam kocem, czym wywołuję hałas równy walącemu się budynkowi i docieram do miejsca docelowego.

Zaspana sięgam po szczoteczkę do zębów i odkrywam, że tubka po paście jest pusta. Przeszukuję szuflady i ku mojej radości wyciągam z nich nowiutką, nieotwartą blend-a-med (niesponsorowane). Nakładam pastę, wjeżdżam na pełnej w trzonowce i zaczynam szczotkować. Pasta jest dziwna w smaku i ani trochę nie pachnie miętą, ale ma ładny różowy kolorek, więc wybaczam. Jest naprawdę mało rzeczy, którymi jestem w stanie się przejąć o 5:30 rano i zapach mojej pasty do zębów do nich nie należy.

Podniebienie zaczyna mnie łaskotać i odkrywam, że szczotkowanie sprawia mi coraz większą trudność. Ruchy przestają być płynne i pochłaniają coraz więcej energii. Czuję jak dziąsła przyklejają mi się do ust, a język nie chce opuścić podniebienia. Coś jest nie tak.

Spoglądam na tubkę i zaczyna do mnie docierać rzeczywistość.

Na opakowaniu widnieje napis blend-a-dent. "Med", "dent", jaka różnica? Okazuje się, że spora. Pasta z końcówką "med" jest popularną pastą do zębów, natomiast ta z końcówką "dent" jest klejem do protez.

Świat zwalnia i przez głowę przechodzi mi tylko jedno słowo, które nie jest cenzuralne.
Na tym etapie mam problem z otwarciem ust, ale próbuję w panice znaleźć pastę do zębów. Niestety bez powodzenia. Skończyła się, wyszła, no nie ma. Co teraz? Ryj sklejony, nie ma nawet jak wzywać pomocy. 

Ostatnia nadzieja - płyn do płukania jamy ustnej na bazie alkoholu. Żeby go wlać do dzioba trzeba jednak najpierw ten dziób otworzyć, co wymaga dużej koncentracji i zerwania sporej warstwy naskórka. Klej okazuje się być na tyle mocny, że równie dobrze mogłabym sobie wetrzeć w dziąsła kropelkę. Po wewnętrznej walce i decyzji czy chcę jeszcze w tym tygodniu używać ust, czy wolę wszystkie pokarmy spożywać przez nos za pomocą słomki, decyduję się na rozwarcie siłą sklejonej części twarzy i wlanie do środka płynu.

Przypominam, że moje usta są na chwilę obecną jedną wielką raną. Płyn do ust, którego używam zawiera alkohol. Nie wiem jak wielu z Was kiedykolwiek polewało sobie otwartą ranę alkoholem, ale to doświadczenie zapamiętuje się na długo. W momencie, w którym orientuję się, że to był błąd, jest już za późno, żeby się wycofać. Moje usta są pełne płynu, który stara się wypalić sobie drogę na zewnątrz. Równie dobrze mogę pokropić wargi cytryną albo posypać je solą. Efekt byłby ten sam. 

Szatan urządza imprezę z żywym ogniem na moim podniebieniu, ale czuję jak dziąsła odklejają się od ust. Resztę załatwia szczotkowanie mydłem w płynie (ponieważ pasty dalej brak) i po dziesiątej poprawce prawie całkowicie odzyskuję panowanie nad wnętrzem okaleczonej jaskini. Język się porusza, usta dalej krwawią, a ja czuję się jakbym wygrała walkę o życie i to wszystko przed szóstą rano.

Muszę się na jakiś czas pożegnać z ostrymi potrawami, ale jedno mogę z całą stanowczością potwierdzić. Jeśli na opakowaniu kleju do protez jest napisane, że trzyma przez 24 h, to trzyma on przez 24 h. 
Niezależnie od tego czy tego chcecie, czy nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz