Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 4 marca 2020

Dlaczego nie warto

Tak się niemiło składa, że we wtorki moja uczelnia raczy mnie trzygodzinnym okienkiem pomiędzy wykładami, trwającymi od ósmej rano do siedemnastej trzydzieści. Żeby nie tracić czasu, zazwyczaj załatwiam wtedy sprawy na mieście, wsiadam w autobus, jadę do domu, wychodzę z psem na spacer, po czym ponownie wracam na uczelnię.

Jako, że w komunikacji miejskiej spędzam znaczną część swojego życia, często poświęcam ten czas na czytanie, czy oglądanie filmów w ramach relaksu.

Tym razem odpaliłam na telefonie film z 1990 roku, o tytule "Demonia", ponieważ lubię się pośmiać z bardzo słabych horrorów. Uważam, że mają pewien urok. Nic tak nie poprawia nastroju jak chichot z puszki i krew z ketchupu o poranku. 



Usiadłam na wolnym miejscu przy oknie, założyłam słuchawki i wysłałam mózg do krainy nicości, gdzie mógł się na chwilę wyłączyć i odpocząć. Zajęłam jedno z czterech, położonych naprzeciwko siebie miejsc (dwa siedzenia tyłem, dwa przodem) i kontynuowałam oglądanie tej porywającej produkcji o zakonnicach, kiedy chłopak z plecakiem usiadł na miejscu obok mnie. Siedzenie po drugiej stronie zajął jego towarzysz podróży. Zastanawiało mnie dlaczego koledzy nie usiedli obok siebie, ale najwidoczniej jeden z nich źle znosił jazdę tyłem.

Poczułam się obserwowana i szybko zauważyłam, że mój nowy sąsiad wpatrywał się w mój telefon. Żadna nowość w przestrzeni publicznej. Biorąc pod uwagę fakt, że nie pisałam wiadomości prywatnej, a oglądałam jedynie film, postanowiłam to zignorować. Chłopak był mało dyskretny i jego głowa właściwie spoczywała na moim ramieniu, ale poczucie przestrzeni osobistej jest w komunikacji miejskiej znacznie ograniczone.

Przypomniała mi się jedna ważna sprawa, więc zatrzymałam na chwilę film (czym spłoszyłam podglądacza, który zaczął intensywnie wpatrywać się harmonijkowe łączenie autobusu) i wykonałam szybki telefon. Musiałam dowiedzieć się czy Connor znajdował się już na uczelni, ponieważ chciałam zapytać go o podręcznik do języka rosyjskiego, który wybrałam jako nowy język obcy na uczelni.
Dialog był prowadzony po angielsku, składał się z kilku zdań i wyglądał mniej więcej w ten sposób:

- Hey, are you there yet? Where do you have lectures?
I'll be at the GiG in about half an hour.
- Ok, I'll catch you there. I have some questions about the textbook.
- Ok, first floor. See ya.
- K, bye.

Co sprowadzało się do tego, że za pół godziny miałam się z Connorem spotkać na pierwszym piętrze GiG-u.

Po zakończeniu połączenia wróciłam do przerwanego filmu. Okazało się, że młody sąsiad z siedzenia obok nie tylko gustował w podglądaniu obcych ludzi, ale też ich podsłuchiwał. Widząc hiszpańskie napisy na ekranie mojej komórki oraz słysząc kawałek rozmowy, chłopak odniósł błędne wrażenie, że nie posługuję się językiem polskim i poczuł się dużo pewniej. Młodzieniec nachylił się do kolegi i zaczął obgadywać mnie na pełnej głośności. Słyszałam go pomimo słuchawek i nie mogłam wyjść z podziwu jak przekonany o własnej racji był ten młody człowiek. Z trudem powstrzymywałam śmiech, ale nie chciałam porzucać przykrywki, która sprawiała licealistom (chyba) tak wiele radości.

- Dobra, ale weź trochę ciszej, bo Cię jeszcze usłyszy i będzie przypał - rzekł kompan plotkarza, który najwidoczniej był tym bystrzejszym w zespole.
- Nawet jak usłyszy, to nic nie czai, to co się przejmujesz? - odparł drugi chłopak, siedzący obok mnie - Ciekawe skąd przyjechało, że się czuje jak u siebie i czy wirusa nie przywlokło.
- Włochy? Tam teraz wirus panuje, nie?
- Nie, za mało opalona. Niemcy? Wygląda trochę na Niemkę.
- Ukraina może?
- Nie, to nie jest słowiańskie.

Panowie bawili się świetnie, próbując ustalić moje pochodzenie i chociaż żaden z nich nie był blisko, postanowiłam się nie wtrącać.

Na kolejnym przystanku wsiadła moja koleżanka z roku, więc pomachałam do niej i zaprosiłam ją na wolne miejsce naprzeciwko mnie.
- To kiedy w końcu odrabiamy te ostatnie zajęcia? - zapytała.
- Z tego co grupa mówiła, to postarają się to wcisnąć tak, żebyśmy nie kończyli o dwudziestej. Najlepiej by było w te okienko, ale pewnie jemu nie będzie pasować - odparłam i zrobiło mi się jeszcze weselej.

Chłopcy zerknęli na siebie i przysięgam, że było to najdłuższe i najbardziej intensywne spojrzenie, jakie w życiu widziałam. Jestem pewna, że doszło do telepatii i panowie przeprowadzali pełną konwersację w swoich głowach, starając się nie zerkać w naszą stronę. Niezręczność zagęszczała powietrze i założę się, że była wyczuwalna nawet przez kierowcę.

Niestety towarzystwo szybko postanowiło rozprostować nogi i zająć miejsca stojące przy drzwiach, dalej unikając kontaktu wzrokowego.

Lekcja 3 w 1 na dziś:

Nie podglądaj, nie podsłuchuj, nie obgaduj. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz