Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 1 marca 2020

Codzienne dramaty piesku

Pewien piesku wędrował za swoim właścicielem. Piesku był niskim stworzonkiem, więc podczas wędrowania podziwiał matowe trawy i nogi swojego człowieka, odziane w sportowe buty i potargane przy kostkach spodnie. Piesku nie rozumiał dlaczego jemu nie wolno było tarmosić i ciamkać nogawek, skoro człowiek ewidentnie takie wzory akceptował. 

Piesku nie rozumiał wielu rzeczy, ale wiele też rozumiał.

Kiedy człowiek mówił "zostań", należało usiąść i przyglądać się wymownie drzwiom, za którymi człowiek znikał. Czasem znikał on na chwilę, a czasem na dłuższą chwilę. Zawsze jednak wracał i cały piesku bardzo się z tego cieszył. Człowiek nie wracał też sam. Za każdym razem przynosił ze sobą coś dobrego, czego nie wolno było jeść albo coś dobrego, co wolno było jeść. Nigdy nie wiadomo było co człowiek przyniesie tym razem i jak szybko wróci. Piesku wierzył, że powrót właściciela oraz dary jakie zdobywał uzależnione były od intensywności spojrzenia, jakim piesku obdarowywał drzwi. Piesku bardzo się starał.

Czasem drzwi pozwalały piesku obserwować właściciela nawet, kiedy były zamknięte. Piesku bardzo lubił te drzwi, to były dobre drzwi. Za tymi drzwiami zazwyczaj kryło się coś dobrego, co wolno było jeść i nie zatrzymywały one człowieka na długo. Miały w sobie wszystko, co powinny mieć w sobie dobre drzwi i spełniały one wszystkie pieskowe standardy. Trzeba było jednak siedzieć od nich w odpowiedniej odległości, ponieważ kiedy się na nie nachuchało, przestawały pokazywać człowieka. Drzwi chyba lubiły mieć osobistą przestrzeń. 



Niestety piesku nie rozumiał pojęcia osobistej przestrzeni, ponieważ był piesku. Chciał być ze swoim człowiekiem zawsze i wszędzie. Nie wiedział dlaczego inni ludzie nie chcieli tego samego dla piesku. To musiało mieć coś wspólnego z tymi dziwnymi spodniami.

"Zostań" - usłyszał piesku, więc piesku usiadł przy drzwiach spełniających wszystkie pieskowe standardy, za którymi pachniało czymś dobrym, co wolno było jeść i przyglądał się swojemu człowiekowi. W środku było kilku ludzi, więc piesku zmobilizował swoje spojrzenie, żeby pomóc właścicielowi szybciej wyjść. Człowiek jednak kłócił się z innym człowiekiem. Piesku nie wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że rozmawiają o nim - o piesku. Zamerdał więc ogonem, ponieważ to właśnie robi się, kiedy ludzie kłócą się o piesku.

- Odstąpiłbyś chociaż połowę tej polędwicy, kundel nie musi tego jeść. Coś innego mu weź, ja to dla dziecka potrzebuję! - krzyczała jedna osoba i nawet dobre, spełniające wszystkie pieskowe standardy drzwi nie zatrzymywały tego głosu.
- Opanuj się kobieto. Pierwszy byłem i guzik Ci do tego kto to będzie jadł. Trzeba było wcześniej przyjść i sobie kupić - odpowiedział właściciel piesku. Jego również było słychać głośno i wyraźnie.
- Znieczulica zupełna. Kundla napasie polędwicą, a ja mam dziecku mielone dać?

Piesku nie wiedział o co ta afera. Znieczulica brzmiała zupełnie jak polędwica. Czy krzycząca pani nie mogła poprosić o kilogram znieczulicy i przestać krzyczeć na pieskowego człowieka? I co mielone zrobiło, że tak źle się o nim mówiło? Czy ono też wyciamkało tej pani nogawki i teraz było jej widać kostki?
Piesku spojrzał na kostki kobiety, ale nigdzie nie widział wyciamkanych nogawek. Dziwne.

- Co mnie Twój dzieciak obchodzi? Możesz mu nawet słoninę z bułką dać - powiedział właściciel.

Piesku lubił słoninę. Piesku lubił też bułkę. Słonina z bułką brzmiała bardzo dobrze i piesku zaczęła kapać ślina. Zupełnie nie rozumiał dlaczego dobra rada została odrzucona przez krzyczącą panią. Czy słonina i bułka też wyciamkały tej pani nogawki? Piesku znał trochę słoninę oraz bułkę i wiedział, że żadna z nich nigdy by się do czegoś takiego nie posunęła. Mielony to co innego. On byłby do tego zdolny. 

Człowiek zabrał znieczulicę lub polędwicę (kto by to odróżniał), dał pani za to wymięty (ale nie wyciamkany!) papierek i podszedł do drzwi. Mielone na szczęście zostawił. Miał już wystarczająco wyciamkane nogawki.

- Chodź, idziemy - rzekł człowiek, więc piesku podniósł się i powędrował za właścicielem, podziwiając nogi swojego człowieka, odziane w sportowe buty i potargane przy kostkach spodnie, gdyż piesku był niskim stworzonkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz