Obecnie na uczelni jest stosunkowo prosto załatwić sobie zwolnienie z zajęć obowiązkowych (takich jak laboratoria). Wystarczy pójść do lekarza pierwszego kontaktu i uzyskać zaświadczenie o chorobie.
Kiedyś nie było tak łatwo.
Kilkanaście lat temu, żeby nie mieć nieusprawiedliwionej nieobecności nie wystarczyło, że zaświadczenie wystawił lekarz domowy. Świstek musiał także podbić doktor uczelniany (studenci posiadali specjalne książeczki). W tamtym czasie takie zaświadczenia pisało się jeszcze po łacinie, w związku z czym uczelniany lekarz nie przyglądał się zbyt dokładnie dokumentom, które musiał podbić jeśli dziennie odwiedzały go setki studentów. Rzucał okiem i podbijał, nie bawiąc się w tłumaczenie wypisanych chorób.
Jak łatwo się domyśleć taką sytuację szybko wykorzystał pewien zdolny student o przezwisku Wafel. Chłopak miał trudne do rozczytania pismo i znał jedną chorobę po łacinie. To wystarczyło, żeby rozwinął swój pierwszy biznes i kasował studentów za lewe zaświadczenia, które trzeba było już tylko podsunąć do podbicia uczelnianemu doktorowi. Interes kwitł zgodnie z zasadą popyt-podaż, studenci zadowoleni, wszystko piękne i nielegalne... aż do czasu, bowiem uczelniany lekarz pewnego dnia, w przypływie dobrego nastroju, postanowił wyrywkowo przetłumaczyć sobie chorobę z zaświadczenia, z którym przyszedł do niego student.
Lekarz przyjrzał się chłopakowi, który siedział przed nim jak na szpilkach i wyglądał jakby za 5 minut miał ostatni autobus w bardzo ważne miejsce.
Doktor zsunął lekko okulary, zlustrował osobnika i spokojnym głosem zapytał:
- Ale z Panem to wszystko dobrze? -
- No tak, już się lepiej czuję -
- Bo Pan to Pan prawda? -
- W jakim sensie? -
- No jest Pan mężczyzną tak? -
Student przyjrzał się niespokojnie lekarzowi, gotowy w każdej chwili podjąć ryzyko ucieczki oknem z drugiego pietra.
- No... tak -
- Ale jest Pan pewny? -
- Tak, jestem pewny, że jestem mężczyzną. O co Panu chodzi? -
- W takim razie, ja nie mogę Panu podbić tego zaświadczenia -
- Co? Ale dlaczego? -
Lekarz odsunął od siebie dokument, nachylił się z uśmiechem nad biurkiem i powiedział:
- Bo tutaj jest napisane, że ma Pan zapalenie jajników -
Można tylko współczuć Waflowi, kiedy zostało odkrytych więcej fałszywek i studenci zbiegli się do niego z reklamacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz