Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 18 marca 2018

Czasem, żeby zrobić coś dobrego, trzeba zrobić coś złego

Historia nadesłana przez: barehands551

No więc... Ukradłem psa.
Tak, wiem jak okropnie źle to brzmi ale dajcie mi się wytłumaczyć.
Mam dwa psy... obecnie trzy. Mam też sąsiadów... znaczy miałem. Do niedawna. Sąsiedzi ci kilka lat temu sprawili sobie coś w typie Terriera.
Pies od szczeniaka miał być przeznaczony do pilnowania podwórka ale ze względu na swoje rozmiary otrzymał funkcję syreny alarmowej wobec wszystkiego co przechodzi obok płotu.
Unijne normy wyraźnie mówią, że pies na uwięzi może przebywać maksymalnie 12/24 h, a łańcuch musi mieć co najmniej 3 metry i być na tyle lekki, żeby nie obciążał szyi zwierzęcia.
Jednak ci ludzie mieli głęboko gdzieś unijne normy. Łańcuch tego psa miał najwyżej 1,5 metra, obroża (jeśli można tak to nazwać) była metalową obręczą, wrzynającą się w szyję tego biednego stworzenia do krwi. "Buda" zrobiona była z jakiejś starej, zardzewiałej, metalowej beczki i składała się głównie z dziur. W środku nie było żadnego koca ani chociaż szmaty, która zapewniałaby psu ciepło w zimę i izolację przed gorącym metalem w lato.
Odparzenia w upały i odmrożenia podczas zimna było widać na psiaku gołym okiem.
Karmienie go wyglądało tak makabrycznie, że niejednokrotnie oferowałem właścicielom jakąś puszkę albo kawałki mięsa dla psa. W odpowiedzi słyszałem tylko, że on tak je i jako że jest darmozjadem to mu to wystarczy. Pies dostawał piętkę chleba dziennie, jak mu się poszczęściło złapał i opchnął pisklę kurczaka, które nieostrożnie podeszło zbyt blisko. Dostawał wtedy lanie kablem od właściciela.
Już nie wiedziałem co robić. Chciałem go odkupić, opłacić mu żywienie, prosiłem, groziłem, nasyłałem OTOZ i wszelkie fundacje jakie tylko znałem. Nie pojawiali się, a jak już się pojawiali pouczali i grozili karą ale na tym się kończyło.
Byłem bezsilny.
Właściciele psa czasem wyjeżdżali, zostawiając go na całe dnie bez picia i wody. Czasem nie było ich cały tydzień. Przerzucałem wtedy psu jedzenie przez płot i lałem wodę wężem ogrodowym. Nie mogłem dłużej na to patrzeć. Zwierzak potwornie się drapał, wyglądało to na świerzb albo pchły, jego żebra można było policzyć przez skórę, a większość zębów połamał na łańcuchu który intensywnie gryzł.
Pewnego dnia podjąłem decyzję. Kiedy właściciele psa ponownie wyjechali i nie było ich już drugi dzień. Poczekałem do nocy, wziąłem siekierę i przeszedłem przez ogrodzenie. Pies na początku zaczął ujadać ale przekupiony kiełbasą zajął się jedzeniem i dał mi odrąbać łańcuch. Hałas wytworzony przez uderzenia metalu o metal obudził jednak "życzliwych" sąsiadów, którzy zbiegli się w piżamach i koszulach nocnych i zaczęli grozić mi policją. Byłem gotowy sam wykręcić im numer. Odpowiedziałem, że jeśli chcą mnie powstrzymać, mogą przejść tu, na druga stronę płotu i sprawdzić czy ich ręce są równie wytrzymałe jak ten łańcuch. Musiałem brzmieć na szaleńca, bo nikt mnie nie zatrzymał. Policja również się nie zjawiła, chociaż kilku ludzi udawało, że rozmawia z funkcjonariuszami przez telefon.
Wziąłem psa na ręce i wsadziłem pod bluzę, żeby móc przenieść go przez płot. Swoje zwierzęta odesłałem na zewnątrz, żeby nie stresowały bardziej małego przybysza. Nakarmiłem go, obmyłem na ile pozwalała mi na to metalowa obręcz i resztki łańcucha i położyłem go na posłaniu. Pies był tak zaskoczony miękkim podłożem, że wybrał na miejsce do spania podłogę zamiast legowiska. Rano znajomy pomógł mi przepiłować obręcz, którą przerzuciłem za ogrodzenie, na teren właścicieli psa. 
Zwierzę potrzebowało weterynarza i leków. Obrażenia na szyi były ciężkie do opisania. Liczne, otwarte rany, skaleczenia, otarcia, odparzenia całego ciała, zapalenie uszu, świerzb skórny, pojedyncze zęby w pysku. Nawet nie wiecie jak bardzo byłem wściekły. Gdyby właściciele tego psa stali wtedy obok mnie, prawdopodobnie skończyliby w stanie podobnym do tego jaki zapewnili temu biednemu stworzeniu.
Dokładnie 4 dni później potwory (bo ludźmi ich nazwać nie można) wróciły do domu. Żałuję, że nie nagrałem ich pustego spojrzenia wlepionego w metal porozrywany na części i porozrzucany po ich podwórku. Kiedy tylko zobaczyli psa na moim podwórku skierowali się do furtki. Wymieniliśmy przez płot parę ostrych zdań, których tutaj nie zacytuję ale sąsiedzi nie odważyli się wejść na posesję, na której czekał zjeżony owczarek i warczący wilczarz. Terier widząc właściciela schował się pod schodami i nie zamierzał stamtąd wyjść. Chwilę potem odwiedziła mnie policja.
Ponoć przetrzymywałem czyjegoś psa.
Odpowiedziałem funkcjonariuszowi, że znalazłem to zwierzę włóczące się po ulicy. Jako, że nie miało czipa ani adresówki, figurowało jako bezpańskie, więc założyłem mu książeczkę i zgłosiłem do urzędu. Prawnie należało więc teraz do mnie, kimkolwiek byli poprzedni właściciele, o ile w ogóle istnieli. Policjant spytał sąsiadów, czy mają jakikolwiek dowód świadczący o tym, że to ich pies. Nie mieli. Pies nie był nigdzie zgłoszony, nie posiadali książeczki zdrowia, czipa, szczepień, zdjęć, niczego. Pies nie dostał od nich nawet imienia, za to zaczynał reagować na moje "Taro". Jedynym dowodem na to, że na podwórku kiedykolwiek był pies, była pusta miska, stara beczka i kawałki łańcucha. Było jeszcze słowo świadków ale "wszystkie psy są takie podobne, więc kto tam się będzie przyglądał na nie swoim podwórku". Reszta sąsiadów chociaż raz okazała się użyteczna swoim biernym przyglądaniem się i całkowitym brakiem reakcji. Policjant wzruszył ramionami i odszedł.
Przez kilka tygodni patrzyłem jak nienawiść narasta w spojrzeniach ludzi. Słyszałem o sobie niestworzone historie. Kilkukrotnie próbowano nawet włamać się na moją posesję, jednak pies (zwłaszcza bez łańcucha u szyi) zawsze będzie szybszy od człowieka, więc nie dochodziło to do skutku.
Niedawno się wyprowadziłem. Miałem dość jadu sączącego się dookoła mnie od ludzi, którzy pierwszy raz widzieli mnie na oczy ale już wiedzieli z ust innych kim jestem. Obawiałem się też otrucia moich zwierząt.
Teraz mieszkam w innym mieście, z moimi trzema psami, które mam nadzieję są tu szczęśliwe.
Tak, ukradłem psa ale zrobiłbym to ponownie i zrobię to jeśli kiedyś przejeżdżając obok ich posesji zobaczę na niej kolejne zwierzę w tym stanie co poprzednie.
Może jestem złym człowiekiem ale wolę żyć w przeświadczeniu że postąpiłem zgodnie ze swoim sumieniem.
Wolę być złym człowiekiem, który dał temu psu życie na jakie zasługuje niż dobrym człowiekiem, który odwróciłby od niego wzrok.
~~ barehands551

1 komentarz:

  1. George Bernard Shaw


    Im bar­dziej poz­naję ludzi, tym bar­dziej kocham zwierzęta.

    OdpowiedzUsuń