Nie jestem już nastolatką. Jeśli widzisz mnie o trzeciej nad ranem na zewnątrz, w piżamie, dwóch różnych skarpetkach, wzdychającą do psa, który robi już trzeci skłon w ciągu ostatniej minuty, to wiesz że pobudka za kilka godzin nie będzie łagodna, o ile litościwie Morfinie jelita rozpatrzą pozytywnie wniosek o kontynuację snu.
Sytuacja opisana powyżej zdarza się niestety częściej niż średnia statystyczna, ponieważ pies mój postanowił stać w kolejce po futro kiedy rozdawali zdrowy układ pokarmowy. Prawidłowe trawienie to zbędna burżuazja.
Nauczona trzynastoletnim doświadczeniem wiem oczywiście jakie kroki należy w takiej sytuacji podjąć. Maślan sodu do pyska, elektrolity do wody, termofor na brzuch, post ścisły w postaci słoiczków dla dzieci lub marchwianki (w zależności od stanu lodówki) do ustania agresywnej ekspozycji treści żołądkowo-jelitowych w formie nieprzetrawionej eksplozji.
Dnia pewnego, rozpoczętego przedwcześnie o 1:27 symfonią beknięć i pompnięć, sygnalizujących utratę kontroli psa nad okrężnicą, wybrałam się do marketu celem zakupu słoiczków dla ludzkich pociech pozbawionych jeszcze zębów i kredytu na mieszkanie. Odziana tego dnia byłam w spodnie dresowe marki "kwasimodo" oraz dziurawy pulowerek sezon wiosna-lato-jesień-zima. Postawiłam na nowoczesność przełamaną niechlujstwem i nutą 'nieśpięod72h no5'. Na głowie Beethoven, pod oczami opuchlizna, w dłoni torba plastikowa znanej sieci sprzętów RTV i AGD, pozdrawiam serdecznie, bo przecież płacić za nową nie będę. Gdybym spytała przypadkowego przechodnia o złotóweczkę, pewnie nie wzbudziłoby to żadnego zdziwienia. Prezentowałam się zatem godnie i światowo.
Weszłam do sklepu dwie minuty po jego otwarciu i skierowałam się zmęczonym krokiem w stronę działu dla purchląt, mrużąc oczy atakowane ostrym światłem i wesołymi opakowaniami uśmiechniętych bobasów. Energii wystarczyło mi na sprawdzenie składu pod kątem obecności w nim poru lub cebuli, która jest passé. Na oparach dotarłam do taśmy, przy której stała uśmiechnięta pani kasjerka. Widząc mój stan i zakupy składające się z kilkunastu słoiczków ze zmielonymi warzywami, ewentualnie indykiem, kobieta obdarzyła mnie współczującym spojrzeniem i zaczęła kasować produkty, podczas gdy ja w swojej głowie kalkulowałam już czy zdążę wrócić do domu przed wielką awarią jelita grubego.
- Oj, jak ja bym chciała, żeby moje tak jadły te słoiczki, a one plują tym dalej niż widzą.
Niestety z lekkim opóźnieniem dotarło do mnie, że rozpoczęła się konwersacja, ponieważ mózg mój zajęty był już rozwiązywaniem problemu dziurawej, jak się okazało, torby znanej sieci sprzętów RTV i AGD, nie pozdrawiam. Wykrzesałam z siebie coś na znak uśmiechu, przytaknęłam i miałam nadzieję, że to nie było pytanie.
- Chłopiec czy dziewczynka?
- Dziewczynka - odpowiedziałam odruchowo, nie wdając się w szczegóły dotyczące gatunku.
- Fajnie, dziewczynki zawsze grzeczniejsze, a wcina to? Smakuje jej?
- Mhm, tak.
- A ile ma lat?
- Trzynaście.
Wszystko zwolniło, włącznie z procesami myślowymi biednej kobiety, która zapewne zastanawiała się właśnie czy nie zrozumiała żartu, czy powinna wezwać opiekę społeczną, ponieważ nagle zaśmierdziało patologią. Nie było czasu na wyjaśnienia z dwóch powodów. Jeden: w domu czekał na mnie bardzo gazowany pies, którego ciśnienie czułam na skórze dwa kilometry dalej, dwa: mam wrażenie, że nic co mogłabym powiedzieć nie poprawiłoby znacząco niezręcznej sytuacji w której obie się z kobietą znalazłyśmy. Czas reakcji minął, bomba wybuchła saperowi w rękach.
Pożegnałam się ładnie, chowając słoiczki po kieszeniach, ponieważ plastikowa siateczka okazała się bardziej dziurawa niż mój mózg piętnaście sekund temu i wyszłam ze sklepu, mając nadzieję, że w najbliższych dniach MOPS nie zapuka do moich drzwi, domagając się wyjaśnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz