Gabinety weterynaryjne w moim mieście podjęły pewne działania prewencyjne i od dłuższego czasu przyjmują tylko pacjentów umówionych na wizytę, a w poczekalni mogą przebywać maksymalnie dwie osoby, które są zaopatrzone w maseczkę. Bez wcześniejszego ustalenia terminu przyjmowane są jedynie nagłe przypadki, reszta musi liczyć się z dodatkowymi kosztami, nałożonymi w formie kary.
Pewnego dnia, kiedy oczekiwałam z Morfiną na badania tarczycowe, do poczekalni wszedł mężczyzna z owczarkiem. Zignorował wielką wywieszkę o konieczności zakrywania twarzy i wprowadził ujadającego psa do środka. Poinformowany, że musi poczekać na zewnątrz, ponieważ w poczekalni na dany moment przebywała już maksymalna ilość osób, wzruszył ramionami i spytał kto ostatni w kolejce. Tłumaczenia o zapisach godzinowych potraktował obojętnie i kontynuował szarpanie się z psem, który miał ochotę pożreć zarówno Morfinę, jak i trzęsącego się w transporterze kota.
Po rozmowie z technikiem mężczyzna zaczął być agresywny, co tylko rozjuszyło i tak już rozzłoszczonego psa, więc do akcji wkroczył lekarz, usiłujący wyjaśnić człowiekowi, że nie zostanie on przyjęty bez wcześniejszego zapisu, chyba że uiści odpowiednią opłatę i założy na twarz maseczkę. Mężczyzna tak się zirytował, że przewrócił dystrybutor wody, stojący przy ścianie, po czym odgrażając się, opuścił gabinet, przeklinając pod nosem i wracając się trzy razy, żeby nawrzucać lekarzowi.
- Jak widać, nie tylko zwierzęta mogą mieć wściekliznę - rzucił weterynarz, kiedy do gabinetu weszła kobieta, prowadząc przed sobą tego samego owczarka.
- Ja przepraszam za narzeczonego - zaczęła, próbując przekrzyczeć szczekającego psa - on taki nerwowy jest. Myśmy byli umówieni na wizytę, ja mam karteczkę, on zapomniał o tym.
- To proszę poczekać na swoją kolej na zewnątrz, bo mamy lekkie opóźnienie - odparł lekarz.
- Tak, tak, oczywiście.
- Tamten pan nie wchodzi. Po pierwsze nie stosuje się do zasad, po drugie jest agresywny.
- Ale ja go mogę sama nie utrzymać, on się będzie wyrywał.
- Przykro mi, ale musi sobie pani jakoś poradzić, jeśli chce pani dzisiaj wejść.
Kobieta odczekała swoje, weszła do środka i załatwiła sprawę, nie dając się przy okazji pożreć przez własnego psa. Wszystko w dużo spokojniejszej atmosferze.
Jakiś czas później okazało się, że gabinet dostał bardzo nieprzyjemny, anonimowy komentarz odnoszący się do dyskryminacji i podziałów, oraz "chamskiego" zachowania personelu.
Nie jestem detektywem, ale chyba wiem kto mógł być jego autorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz