Do miasta zjeżdża festyn. Są to stałe atrakcje i karuzele, które pamiętają jeszcze czasy PRL-u. Właściciele metalowych coasterów i trampolin przyjeżdżają z Rosji i Ukrainy całymi rodzinami i zostają tu na kilka dni, mieszkając w swoich Camperach.
Szybko, w miarę tanio, mobilnie i przede wszystkim wygodnie. Często zabierają ze sobą zwierzęta, ponieważ takie grupy większość swojego życia i tak spędzają w trasie (poza sezonem zimowym).
Kiedy tylko zostają postawione pierwsze latające łabędzie i wirujące krzesełka, małe ludziki do lat dziesięciu zaciągają swoich rodziców pod kasy biletowe. Jest zamieszanie, jest tłum, są krzyczące dzieci i zapach przypalonego popcornu.
Przy jednej z atrakcji dla najmłodszych (szalone gąsienice) ustawia się wyjątkowo długa kolejka małych grzybków obu płci. Rodzinnego dobytku i porządku w kolejce pilnuje starszy pan siedzący na taborecie. Bardzo dobrze mówi po polsku, ale jego ukraiński akcent zdradza jego pochodzenie. Tuż obok kręci się czarny kot z siwiejącym futrem i białą plamką na szyi. Siedzi głównie przy właścicielu, ale czasem przechadza się po obiekcie, zaczepia przyjazne psy, wchodzi do swojego domu na kółkach żeby odpocząć i pozwala się głaskać dzieciom.
Wszystko pięknie i uroczo.
Nagle do kolejki wpada matka z rozwrzeszczanym berbeciem. Młody wije się jak odwodniona kobra, podczas kiedy kobieta w szaliczku z pieluchy tetrowej próbuje ogarnąć największe dziecko w kolejce. Spoglądają na nią zarówno inne matki, jak i maluchy stojące grzecznie w kolejce. Chłopiec zdecydowanie jest od nich starszy o ładnych kilka lat.
- No ale uspokój się, zobacz jak dzieci ładnie czekają.
Fifąż, czy inny Albercik trzęsie brzuchem i wyrzuca z siebie serię sylab które nie składają się na żadne słowo, po czym uspokaja się na chwilę, kiedy zrezygnowana matka wręcza mu do ręki smartfona. Rodzicielka podnosi zajęte technologią purchle i usiłuje zrobić mu zdjęcie z karuzelą w tle drugim telefonem. Z góry, z dołu, z boku, z ukosa, z lotu ptaka. Kręci nim helikoptery, wydając z siebie dźwięki które powinny zwrócić na nią uwagę bombla. Młody jest jednak bardziej zajęty tym co dzieje się na ekranie komórki, więc odpycha matkę, mówi jej, że ma przestać i tupie małą nóżką.
Kobieta zauważa w kolejce znajomą, która stoi na samiutkim przedzie i machając do niej, ciśnie siebie i swojego pierworodnego na czoło kolejki, rozjeżdżając wózkiem małe szkraby niczym kręgle.
Znajoma średnio chce się przyznawać do pędzącej do niej kobiety, ale widzi, że nie ma wyjścia, więc uśmiecha się i wita z koleżanką.
Mimo znaku "zakaz zajmowania kolejek" matka z dzieckiem przyklejonym do komórki przesuwa się właśnie o pięć miejsc do przodu. Tak to się załatwia na dzielnicy.
Kobiety pieją i zachwycają się swoim potomstwem, wbrew rosnącej fali niezadowolenia ze strony czekających, których dzieci zbierają się właśnie z ziemi z kołami wózka odciśniętymi na plecach.
Nagle ekranowy Apollo zauważa kotka. Czarnego kotka starszego pana, który siedzi sobie na ziemi i wygrzewa się w słonku z przymrużonymi oczami. Kocia daje się głaskać małym rączkom i spogląda co jakiś czas na przesuwającą się kolejkę.
Brajanek vel Kryspinek otwiera czeluści swej twarzy i wydobywa się z nich dźwięk polującego jastrzębia.
- Chcesz do kotka? - pyta matka, przerywając na chwilę zachwyt nad zdjęciem swojej latorośli w sombrero.
- Taaaaak - wibruje chłopiec i kobieta przeciska się przez szlabany do kota.
Młody wpatruje się w niego z miną psychopaty i robi zamach nogą. Kobieta stojąca obok z małą dziewczynką w kwiecistej sukience na rękach zasłania sobą kotka, widząc do czego zmierza chłopak.
- Ej, ej. Nie wolno kopać kotka. Kotek grzecznie sobie leży, trzeba go ładnie pogłaskać.
Dziecko patrzy na żywą blokadę i opuszcza nogę, po czym z drżącą wargą spogląda na swoją matkę w poszukiwaniu wsparcia.
- Ej. To moje dziecko, nie wpierdzielaj się. Zajmij się własnym. Przecież to tylko dziecko, nie kopnąłby go mocno.
- Jest na tyle duży żeby zrozumiał, że nie wolno tak traktować zwierząt wcale.
Ksawery na dopalaczach próbuje obiec ścianę jaką tworzy z siebie kobieta i dosięgnąć kota, ale mama ze zdziwioną córką na rękach skutecznie mu to uniemożliwia.
- Przestań - mówi - Jak kopniesz kotka, to ja Cię kopnę.
W drugiej matce odpala się tryb "bronić dziecka". Czerwień na twarzy, para z uszu, skacząca żyłka i głowa bujająca się na szyi w cobra style.
- Słuchaj no Ty wywłoko. Nie będziesz mi straszyć dziecka.
Kobiety już mają rzucić się sobie do gardeł, kiedy mały Dylan z uśmiechem seryjnego mordercy przebiega między nogami kobiety i jego kopytko ląduje na kocie.
Reakcja jest natychmiastowa. Kot otrząsa się, jeży sierść i zanim matka Natanka uświadamia sobie, że jej poczęte w bólach purchle jest w tarapatach, kot już startuje z sykiem do dziecięcej nóżki, która przed chwilą zadała mu ból. Chłopak przestaje się uśmiechać, a zamiast tego zaczyna tarzać się po ziemi przy akompaniamencie zawodzącej rodzicielki i syków kota, stosującego prawe sierpowe z pazurowymi obrotami.
- Niech pan go zabiera! - krzyczy matka chłopca który odklepuje przegraną na ringu. Właściciel kota siedzący na stołku przygląda się tylko i rzecze:
- Zaraz skończy. Mocno go nie podrapie.
Kot odkleja się od pokonanego i wędruje na swoje poprzednie miejsce wypoczynku, oblizując sobie łapki i czyszcząc ucho.
Młody podnosi się z ziemi i ogląda swoje wojenne rany. Jest w takim szoku, że nie zaczyna nawet płakać na widok krwi ściekającej mu z nóg i rąk. Rany są płytkie i niegroźne, ale będzie po tym pamiątka.
Matula dobiega do dzidziula i psika go z góry do dołu Octaniseptem, czy innym środkiem odkażającym, rozczulając się nad każdą rysą.
- Pan jest nienormalny! - wydziera się do staruszka kobieta - Tego kota trzeba uśpić, on jest zagrożeniem dla małych dzieci, jego się nie powinno wpuszczać na imprezy rodzinne.
- Mam inne zdanie co do tego kogo nie powinno się wpuszczać na imprezy rodzinne - rzecze staruszek, przyglądając się jak maluchy oblegają kotka i smyrają zrelaksowanego zwierza po szyi - Dzieci trzeba nauczyć szacunku do zwierząt, albo zwierzęta nauczą ich tego szacunku same. Pani wybrała tę drugą opcję.
Kobieta oburzona bierze małego farfocla na ręce i wychodzi z kolejki, potrącając wózkiem każdego kto stanie jej na drodze i rzucając za siebie wianuszek określeń, których dzieci nie powinny słyszeć.
- To się skończy na policji! - rzuca na odchodne.
- Ja tu będę siedział i czekał.
Dziewczynka w kwiecistej sukience ląduje na ziemi i podchodzi niepewnie do kotka.
- Cacy kotek? - pyta staruszka.
- Cacy kotek dla cacy dzieci - odpowiada staruszek i w kolejce znowu panuje względny spokój, przerywany marudzeniem znudzonych czekaniem latorośli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz