Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 30 maja 2018

Co się tu wydarzyło...

Jeśli mieszka się w mieście, nawet tym niewielkim, często ciągnie człowieka na spacery z dala od samochodów, spalin, hałasu i cywilizacji. Czasem idzie się przed siebie, nie specjalnie nawet wiedząc dokąd niosą nogi. 
Często psi nos wyciągał mnie już w miejsca o których nie miałam pojęcia że istnieją, chociaż znajdowały się tak blisko.
Tym razem nie odeszliśmy nawet tak daleko. Minęliśmy sady, ule i pola i skręciliśmy na dziką łąkę. Z daleka wciąż było widać bloki i wieżowce.


Morfina buszowała w trawie, a ja przyglądałam się dziko rosnącej roślinności, kiedy zachowanie psa zwróciło moją uwagę. Suka zaczęła intensywnie tropić zarówno z powietrza jak i z ziemi. Nie zdziwiło mnie to aż tak, nawet w mieście często spotyka się zwierzynę rodzaju zająca, czy lisa. Poszłam jednak za psem i znalazłam obiekt zainteresowania jej nosa:






Nic nadzwyczajnego. Większe wydają się należeć do sarny, mniejsze do dzika lub małej sarenki. Typowe ślady bytu dzikiej zwierzyny na obrębie miasta, zwłaszcza że jakiś kilometr dalej znajdował się las.


Jednak szybko oprócz śladów, znaleźliśmy też nogę, która je pozostawiła.
Dosłownie...


Oderwana raciczka dość sporej (sądząc po wielkości nogi) sarny raczej nie napełniała optymizmem, jednak wiedząc doskonale że w naszych lasach nie ma drapieżników większych od lisa, postanowiłam iść jeszcze kawałek dalej, gdzie odkryłam kolejny trop:



Ślady nie wyglądają na duże na zdjęciu ale były naprawdę spore. Przykładając do nich łapę Morfiny, były od niej stanowczo większe, mimo że odciski zostawiane przez mojego psa do małych nie należą.
Jako, że zaczynało się ściemniać, a dziwny zapach zdradzał, że za zakrętem możemy odnaleźć resztę sarny, zwinęłam psa, który przegrywa nawet w starciu z gołębiem i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że w naszych lasach nie ma wilków, jednak te ślady musiałby zostawić naprawdę spory pies, oscylujący w rozmiarach bernardyna, czy kaukaza.
Nie miałam najmniejszej ochoty zetknąć się w półmroku ze zdziczałym zwierzęciem, które było w stanie w pojedynkę (nie zauważyłam więcej śladów w tym obrębie) dorwać i poćwiartować dorosłą sarnę na części.
A ja się martwiłam o kleszcze w tych lasach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz