Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 8 lutego 2022

Co się stało z Popcornem?

Jak większość z Was wie, trojaczki trafiły do mnie z miotu niespodzianki – matka albinoska, ojciec nieznany. Biorąc pod uwagę pochodzenie matki (sklep zoologiczny) istniało wysokie prawdopodobieństwo chowu wsobnego, czyli kazirodczego - takiego, w którym młode pochodzą z osobników ze sobą spokrewnionych - młode brata i siostry czy matki i syna. Pomijając etyczność takiego chowu, istnieje wiele jego medycznych przeciwwskazań, do których wlicza się między innymi znaczne obciążenia genowe wśród młodych. 

U trojaczków był to jednak wypadek, spowodowany prawdopodobnie nieostrożnością lub ignorancją ze strony sklepu/ przewoźnika/ „hodowcy”, nie celowe działanie, efekty pozostają jednak niezmienione, młode były obciążone genetycznie.

Jeśli każdy człowiek nosi jakąś klątwę, moją są tłuszczaki. Gdybym była posiadaczem nadprzyrodzonej mocy, byłaby nią zdolność do mutacji zdrowych komórek. Jestem magnesem na zwierzęta hodujące tego rodzaju guzy, niezależnie od gatunku. 

Popcorn jako ostatni nieoperowany szczur postanowił dłużej nie pozostawać w tyle i sam zaopatrzył się w całkiem pokaźny okaz tłuszczaka na prawym boku tuż za przednią łapą.



Masa jako zmiana szybko rosnąca została usunięta operacyjnie dnia 4.11.2021 r. (poprzednie szczury operowane w dniach: 26.03.2021 r. - Karmel, 12.08.2021 r. - Masło). 


Szczur senny, aczkolwiek wybudzony wrócił do domu po udanym zabiegu, z zaleceniami dogrzewania, obserwacji oraz lekami na kolejne dni. Pod moim czujnym okiem Pykkurydz drzemał sobie na zabezpieczonym termoforze, w otwartym transporterze robiącym za izolatkę, w której miał spędzić kolejne 10 dni.

*** Trigger Warning: Rana szyta *** 


Specjalnie z tej okazji zamówiłam materiałowy kołnierz w jego rozmiarze, kierowana doświadczeniami z samoróbek, które sprawdzały się raczej średnio i szybko ulegały destrukcji.


Zaopatrzona w kawę i energetyki oraz urlop od wszelkich prac i obowiązków na kolejne 10 dni, byłam gotowa do czuwania przy uszkodzonym gnojku w dzień i w nocy. Z drobnymi przerwami na trzygodzinny sen i dziesięciominutowe kąpiele, ponieważ przy całej reszcie mógł mi towarzyszyć transporter. Nastawiona na stanie się jednością ze szczurem na najbliższe dni, ponieważ puchaty bejbik chory i wymagający atencji. Całe te przygotowania i plany okazały się jednak zbędne. W jednej sekundzie szczurza klatka piersiowa unosiła się i opadała miarowo, w kolejnej już nie. Organizm kukurydza nie wytrzymał obciążenia związanego z operacją i mimo zastosowania narkozy wziewnej oraz wszelkich innych środków zarachowania oraz podjęcia mojej interwencji po zatrzymaniu funkcji życiowych, nie udało się przywrócić szczura do życia. 

Następnego dnia po ciało przyjechał przedstawiciel zwierzęcego krematorium, zabrał Popcorna, zawiniętego w kocyk, w pudełku po butach, w foliowej torbie, zapieczętowanej i opisanej danymi zwierzaka. Miły pan w schludnym stroju i jeszcze bardziej schludnym samochodzie odjechał z małym pakunkiem, zostawiając mnie z przekrwionymi oczami, olbrzymią dziurą w sercu i jeszcze większymi niż sama dziura wyrzutami sumienia. Człowiek chyba zawsze się w takich sytuacjach obwinia. Analizuje wybór weterynarza, momentu, słuszność podjętej decyzji, warunków, jakie stworzył, wypomina sobie wszystko co mógł zrobić, ignorując wszystko co zdołał zrobić. Umniejszanie sobie w takich chwilach leży w naszej naturze. 

Mniej więcej tydzień później otrzymałam certyfikat kremacji, który poza wspomnieniami i zdjęciami stanowił jedyną pamiątkę po istocie, która chociaż nie była ze mną tak długo, zdążyła zagnieździć się w moim sercu, jakby żyła tam od zawsze. Nie wiem czy jest to dobre miejsce na darmową reklamę, ale jestem bardzo wdzięczna za profesjonalizm i empatię Esthimy, za co chciałabym im całą sobą podziękować.

(Obraz powiększy się po kliknięciu w niego)

Popcorn został skremowany w kremacji zbiorczej. Przyznaję, mimo największych chęci, nie było mnie w danym momencie stać na kremację indywidualną z odzyskaniem prochów i choć sama siebie karcę za to zaniedbane, mój budżet był już mocno naderwany operacjami poprzednich osobników ferajny. Wątpię jednak, żeby młody miał mi to za złe, niezależnie od rodzaju pochówku, był on przeprowadzony z pełnym szacunkiem. 

Nie wierzę w życie po życiu, ani reinkarnację, ale jeśli ma to dla kogoś znaczenie, może żyć w poczuciu, że Popcorn biega sobie teraz za tęczowym mostem czy w innej krainie szczęśliwości, gramoląc się niezgrabnie Damianowi do kaptura, jak to miał w zwyczaju za życia. Jak obaj mieli.

Mówi się, że umarli nie wiedzą jaki ból zadają żyjącym i że opłakiwać powinno się raczej tych, którzy zostali – z kraterem w duszy i wyrwą w psychice. Jest w tym jakaś twarda, stalowa racja.

Zbierałam się do tego posta od miesięcy, jednak niezależnie od czasu, wszystko jest świeże jakby to zdarzyło się wczoraj.


1 komentarz:

  1. Chociaż nie znam cię osobiście,martwiłam się o ciebie.

    OdpowiedzUsuń