Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 28 lutego 2021

Granice są nieprzekraczalne

"Temu psu można zrobić wszystko", słyszeliście to kiedyś?

Osobiście uważam, że każda istota żywa dowolnego gatunku ma swoje granice i jeśli się te granice przekroczy, należy się liczyć z przykrymi konsekwencjami. To samo dotyczy ludzi. Nawet największą oazę spokoju można sprowokować, jeśli tylko ma się w sobie wystarczająco dużo upierdliwości i braku poszanowania barier i szacunku dla drugiej osoby. Najbardziej szokuje zawsze reakcja tych najcichszych i najspokojniejszych. Tych, którzy byli uważani za lilie wodne na tafli jeziora. Nikt nie spodziewa się tego, co następuje po przekroczeniu granicy. Wybuch mnicha robi dużo większe wrażenie niż codzienne ataki agresji u kogoś, dla kogo jest to typowe.

Z jednej strony uwielbiam patrzeć jak ktoś bardzo nietaktowny i uciążliwy jest w ten sposób sprowadzany na ziemię i zmuszany do nauki prawidłowych interakcji z drugim żyjącym organizmem, czy to w przypadku ludzi, czy zwierząt. Z drugiej jednak strony, często pociąga to za sobą przykre konsekwencje dla "atakującego", mimo że była to jedynie obrona. Niesprawiedliwa ocena sytuacji jest dużo częstsza w przypadku psów. Nie mogą one wytłumaczyć swojego zachowania i cała wina za zdarzenie jest przelewana na nie.

O ile pozwalam ludziom (małym i dużym) na kontakt z Morfiną, tak wiem, że mimo swojego przyjaznego usposobienia, nawet ona ma czasem dość. Moim obowiązkiem jest nie dopuścić, żeby ktokolwiek naruszył jej granice, które zmusiłyby ją do podjęcia akcji, której podjąć by nie chciała, ale do której podjęcia zostałaby zmuszona. Jeśli widzę, że po kilkugodzinnej zabawie z dziećmi mój pies jest zmęczony, ponieważ ma już swoje lata i przypadłości, odsuwam pędraki na bok i tłumaczę dlaczego futro potrzebuje półgodzinnej drzemki, w której nie powinno się jej przeszkadzać. Zrozumienie i empatia drugiej strony są bardzo ważne i zazwyczaj respektowanie potrzeb innej istoty przychodzi nam bez większych problemów. Kłopot zaczyna się wtedy, kiedy wymagamy od drugiej osoby czy zwierzęcia porzucenia wszelkich granic i w pełni dostosowania się do naszych osobistych potrzeb i wymagań.

Podam Wam przykład, który wydarzył się nie tak dawno temu, a który był bardzo widowiskowy i stosunkowo niebezpieczny.

Pewien dżentelmen, chcąc się pochwalić swoim dobrze wyszkolonym i ułożonym psem sporej rasy, zaczął popisywać się przed płcią piękną jego zdolnościami. Mężczyzna wielokrotnie wchodził w polemikę ze swoją matką, która zauważyła pierwsze objawy przemęczenia u psa i zaproponowała odseparowanie zwierzęcia i podanie mu wody. Właściciel był jednak nieustępliwy, powtarzając jak mantry zdania: "prawdziwy pies to się nigdy nie męczy", "on bez wody to może i kilka dni" oraz mój osobisty faworyt "on nie wie co to zmęczenie, przecież to szkolony pies". Jakby szkolenie miało na celu eliminację podstawowych potrzeb życiowych. Pies wykonywał komendy coraz mniej ochoczo i ku frustracji swojego właściciela, nie wykazywał oczekiwanego poziomu energii. Po dłuższym klepaniu, demonstracji kłów i wsadzania ręki do psiego pyska, zwierzę zawarczało, czym wywołało mały popłoch i zdziwienie zarówno mężczyzny, jak i zgromadzonej dookoła płci pięknej. Kobiety zaczęły przekonywać jegomościa, że to co widziały w zupełności im wystarczy, a pies powinien odpocząć. Sygnał ostrzegawczy był tak wyraźny, że postronne osoby postanowiły się wycofać, jednak nie podziałał on na właściciela, który kontynuował próby wyegzekwowania od zwierzęcia dokładnie tego, czego chciał. Jakież było zdziwienie owego dżentelmena, kiedy psia paszcza zatrzasnęła się ze zgrzytem na jego dłoni. Było dużo krwi, jeszcze więcej paniki i w ostatecznym rozrachunku, około dziesięciu szwów. Okazało się, że pies to nie robot i nie można "zrobić mu wszystkiego". Rehabilitacja ręki była kosztowna, ale bardziej kosztowna była ponowna praca z trenerem i zaufanie psu, który raz już ugryzł rękę, która karmiła. 

Finał historii nie był tak dewastujący, jak mógłby być, ponieważ mężczyzna zrozumiał swój błąd i zamiast pozbyć się "agresora" postanowił popracować przede wszystkim nad sobą, jednak takie sytuacje zazwyczaj kończą się w dużo mniej przyjemny dla obu stron sposób. Wina nie leżała po stronie psa, ale pies był obwiniany. Łatka "agresywnego" została do niego przyklejona na stałe i nie był już mile widzianym gościem na tłumnych spotkaniach.

Wszystko to przez przekroczenie bardzo cienkiej, czerwonej linii, której ludzie często nie zauważają i zdarza im się po niej deptać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz