Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Kiedy oferują darmowe ciastko

Staram się oddawać krew regularnie.

Jakiś miesiąc temu znalazłam się w mobilnym punkcie krwiodawstwa w sąsiednim mieście. Cała procedura przebiegła standardowo i mimo nieznośnego upału udało mi się dotrzeć do domu bez niespodzianek. Przy wyjściu z ambulansu dostałam tradycyjny kartonik czekolad i dwa bony. Jednym z nich był kupon zniżkowy na pizzę (50%), a drugim voucher na deser. Nie byłabym sobą, gdybym odpuściła darmowe ciastko i pizzę za pół ceny, jednak położenie obu lokali - jeden z nich 7 km od punktu poboru krwi, drugi 11 km, zmusiło mnie do odłożenia w czasie tej wyprawy. Odczekałam więc trzy dni, które pobór krwi wymusza jako dni ograniczonego wysiłku fizycznego. Komunikacja miejska była bezradna ze względu na położenie lokali, a samochodu nie posiadam, więc marsz okazał się być jedyną opcją.


Po piątym kilometrze w szczerym słońcu przez wiejskie drogi zaczęłam kwestionować swoje życiowe decyzje. Będąc jednak stworzeniem upartym i żądnym jedzenia, nie miałam zamiaru odpuścić, chociaż muszę przyznać, że gdyby nie GPS, byłabym zgubiona. Wszystkie ścieżki, wijące się przez pola rzepaku i kukurydzy wyglądały dla mnie tak samo. Na ostatnim kilometrze telefon, który emitował temperaturą zbliżoną do temperatury lawy postanowił mnie opuścić, więc przyglądając się czarnemu ekranowi postanowiłam kierować się najstarszym sposobem znalezienia kierunku - zdecydowałam się spytać o drogę. Plan prosty tylko z założenia, ponieważ dookoła nie było żywej duszy. Mądrzejsi ode mnie zapewne postanowili skryć się w domowym zaciszu w obliczu takiego skwaru, ale po krótkich poszukiwaniach udało mi się znaleźć w połowie rozebranego jegomościa, wylegującego się na podwórku jednego z domów. Postanowiłam podejść do bramy i zapytać którędy do cukierni X. Skąpo odziany pan spojrzał na mnie jak na ostatniego Jedi i bez słowa wyciągnął palec wskazujący w stronę drogi. Podziękowałam i skierowałam się na ścieżkę. Natrafiłam jednak na ślepy zaułek, więc spytałam kolejną osobę, która pokazała mi zupełnie inny kierunek. Do opalającego się mężczyzny wracałam łącznie trzy razy i za każdym razem pokazywał mi bez słowa ten sam ślepy zaułek. Po godzinie poszukiwań znalazłam mały sklepik ukryty za zaroślami, zjadłam ciastko, schłodziłam telefon i wyszukałam w nim trasę do pizzerii.


Po przejściu kolejnych 18 km trafiłam do lokalu, który tym razem znalazłam bez problemu, zrealizowałam zamówienie i podjęłam dalszy marsz na najbliższy przystanek autobusowy.

Z całej pizzy załapałam się na dwa kawałki, ponieważ resztę postanowiła wchłonąć głodna szarańcza, która czekała w domu na mój powrót, ale z tego, co udało mi się im wyrwać, pizza była bardzo smaczna.

Według aplikacji Endomondo tego dnia przeszłam około 36 km.

Po jedno ciastko i dwa kawałki pizzy.

Tak...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz