Od kilku dni mieszkam u Rudej. Nie pytajcie jak to się stało.
Istnieje między nami niepisana zasada, która mówi o tym, że osoba wstająca z łóżka pierwsza ma w obowiązku obudzić drugą, ponieważ nasz dzień zaczyna się w podobnych godzinach. Zamieniłam więc krzyk sąsiadki na krzyk Rudej i zrobiłam tym sobie niedźwiedzią przysługę.
Nasze procesy budzenia znacznie się od siebie różnią.
Kiedy ja budzę Rude, wygląda to tak:
- Ruda, wstawaj.
- Mmmm.
- Wstawaj, bo się spóźnisz.
- Mmmm.
- Chcesz kawy?
- Nnnnn.
- Ile łyżek?
- Mmmm.
- Jedną?
- Mmmm.
- Dwie?
- Nnnnn.
- Z mlekiem?
- Mmmm.
- Cukier?
- Nnnnn.
- Dwie?
- Nnnnn.
- Ruda, wstań już.
- Mmmm.
- Wpuszczę na ciebie Morfinę.
- Mmmm.
- Mokrą Morfinę.
- Mmmm.
- Namaczam ją.
- Mmmymmm.
- Morfi, leć do cioci!
- Mmmnyyym!
- Masz trzy sekundy, żeby się podnieść.
- Ku*waaa. No wstaje przecież.
Natomiast, kiedy to ona budzi mnie, to wygląda to tak:
- Krycha.
- ...
- Krycha, zajęcia masz, nie?
- ...
- Krycha, ku*wa.
- ...
- Kawy chcesz?
- ...
- Krycha, ja je*ie, wstawaj!
- ...
- Krycha. Kundel ci się krztusi chyba. Charczy strasznie.
- Co? Co? Morfi, gdzie jest?
- W korytarzu i chyba krwawi.
- CO?!
- Nico. Śpi. Jak już wstałaś, to wywalaj z łóżka.
Można więc śmiało powiedzieć, że Morfina w jakiś sposób stała się nieświadomym pośrednikiem w procesie budzenia. Jest to cios poniżej pasa, ponieważ Ruda ma tym samym ułatwione zadanie.
Choćby chłopiec wołał "wilk!" sto razy, matka zawsze przybiegnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz