Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 2 czerwca 2020

Ciężkie poranki

Mam bardzo twardy sen. Ktokolwiek spał ze mną kiedyś w jednym pomieszczeniu ten wie, że jeśli już zasnę (a zasypiam błyskawicznie), to nie jest w stanie obudzić mnie perkusja, remont, ruchy tektoniczne, czy walka Godzilli z Nessie. Bardzo łatwo budzi mnie pompowanie wsteczne Morfiny, ale budzik nie ma najmniejszych szans. Swój alarm nastawiam zazwyczaj na co najmniej 20 drzemek. Pierwszych pięć ma za zadanie przebić się przez odmęty mojego snu, kolejnych dziesięć jest tam dla blokady przed ponownym zaśnięciem, a ostatnich pięć wyciąga mnie z łóżka. Podziwiam ludzi, którym wystarczy jeden dźwięk i są na równych nogach. Dla mnie jest to jednak bardziej złożony proces.

Razem ze mną na zdalne nauczanie budzony jest mój nastoletni sąsiad. Wstajemy mniej więcej w tych samych godzinach i on, podobnie jak ja, również wydaje się mieć z tym problemy. Matka chłopca zaczyna od czułego "Krystian, kochanie, wstajemy", a pół godziny później kończy na "Znowu się spóźnisz na zajęcia. Masz tylko podejść do komputera jełopie", zwieńczonym krótkim, ale stanowczym "Krystian kurde!". Cały proces zaczyna się o 7:30 a kończy po 8, więc mogę określić czas nie otwierając rano oczu. Bardzo przydatne, jeśli rozwarcie powiek kosztuje tyle wysiłku, ile właściwe wytoczenie się z łóżka.

Na przestrzeni ostatniego miesiąca ustaliłam więc pewną taktykę.

O 7:00 dzwoni pierwszy alarm. Znaczy, powinien. Nie mam pojęcia, ponieważ nie pamiętam budzenia wstępnego, a moje ciało odruchowo wycisza kolejnych kilka alarmów, zupełnie bez mojej wiedzy i jakiejkolwiek kontroli. Pół godziny później moje uszy nokautowane są kolejną symfonią bipnięć, do których dochodzi delikatny głos sąsiadki. Sytuacja się zagęszcza i wiem, że pora wstawać, kiedy słyszę Krystianowe "Ja je*ie", a mój budzik przechodzi ostatnie stadium depresji.

Proces działał nienagannie przez bardzo długi czas, lecz ostatnio wydarzył się wypadek. Rodzina wyjechała w środku tygodnia i nie wróciła na noc, o czym ja nie wiedziałam. Pewnego ranka jak zwykle przeszłam przez proces budzenia wstępnego i wyczekiwałam na pierwsze "Krystiany". Czas uciekał, a ja niczego nie słyszałam, więc dla mózgu była to informacja o powrocie do snu.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy o 8:45 obudziła mnie koleżanka z grupy, z pytaniem czy będę tego dnia na zajęciach. Wcisnęłam do uszu słuchawki i zabrałam wykład na spacer z psem, co jest olbrzymim plusem zdalnego nauczania (jednym z nielicznych).

Jak to w dzisiejszych czasach nie można polegać już nawet na własnych sąsiadach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz