Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 8 stycznia 2019

Strzeżcie się skarpetek

Co robicie, kiedy czujecie że coś uwiera Was w bucie, lub skarpetce?
Zapewne ściągacie odzież i sprawdzacie jej zawartość. Nie zawsze jest to jednak możliwe. Nikt przecież nie będzie ściągał kozaków na środku chodnika, kiedy na dworze chłosta mrozem, czy rozbierał się z kaloszków, kiedy zacina deszczem. Wtedy zazwyczaj nie zwraca się uwagi na mały dyskomfort stopy i wybierając mniejsze zło, ignoruje się problem aż do dotarcia na miejsce przeznaczenia.
Racjonalne.
Tak samo postanowiła zrobić moja znajoma, kiedy jakiś kamyczek, czy inny guziczek uwierał boleśnie w jej piętę przy każdym kroku. Było zimno, bardzo zimno, a uwieranie było irytujące, jednak nie aż tak żeby ryzykować odmrożeniem. Dziewczyna męczyła się z problemem pół dnia i kiedy w końcu dotarła do domu, ściągnęła z ulgą obuwie i skarpetkę, żeby sprawdzić jej zawartość.
To nie był kamyczek, to nie był nawet guziczek, ani koralik. To był robaczek. Bardzo zasuszony, sporych rozmiarów robaczek. Po tym co z niego zostało można było domniemywać ćmę, lub karalucha. Nastała cisza, niedowierzanie poprzedzające kontemplację nad małymi zwłokami, a w końcu krzyk grozy. Jak na kogoś kto robali brzydzi się od dzieciństwa zareagowała dość spokojnie.
Były hafty, były lamenty, były krzyki rannej orki i unikanie jedzenia przez kilka dni. Świadomość tego, że przez pół dnia owad gilał ją po stopie zapewne nie pomagała. Od tej pory znajoma sprawdzała każdy element ubrania, zanim je na siebie nałożyła. Robiła przegląd butów jak zawodowy Australijczyk. W naszym kraju co prawda mało jest jadowitych zwierząt, które chowają się w butach, ale dla niej nie miało to żadnego znaczenia. Przegląd musiał być.
Kilka dni temu wracałyśmy tym samym autobusem, więc poszłyśmy wspólnie na przystanek, by tam w śniegu czekać na spóźniony transport.
Kiedy przechodziłyśmy przez ulicę usłyszałam pisk, jakiego nie mogło wydać z siebie żadne żyjące stworzenie. To był dźwięk rodem z "Parku Jurajskiego", którego echo miałam słyszeć jeszcze kilka dni później w swoich uszach. Ogłuszyło mnie. Okazało się, że nie tylko mnie. Nieokreślone dźwięki otumaniły również ludzi znajdujących się na przejściu dla pieszych, którzy nieopatrznie znaleźli się w zasięgu fali.
Rozglądając się za źródłem tego przeszywającego duszę skrzeku, zatrzymałam wzrok na znajomej. Dziewczyna odlatywała. To znaczy próbowała, bo machała rękami jak ranny nietoperz, jednak grawitacja nie pozwalała jej wzbić się w powietrze. Do tego dołączył się jeszcze zespół niespokojnych nóg i ofiara niewiadomego zagrożenia wyglądała jakby tańczyła jakiś prymitywny taniec na rozżarzonych węglach. Udało mi się ściągnąć znajomą z pasów, zanim kierowcy zaczęli trąbić. Nie żeby miało mi to przeszkadzać, dalej byłam ogłuszona. Dziewczyna, kiedy tylko dostała się na chodnik zaczęła ściągać buty, jakby jutra miało nie być, podczas kiedy przechodnie przyglądali się temu dziwnemu striptizowi w środku zimy. Laska była tak zestresowana, że nie czuła nawet zimna. Z jej bełkotu udało mi się wyhaczyć słowa takie jak "szybko" i "bucie". Zorientowałam się, o co chodziło dopiero, kiedy dziewczyna opróżniła buty i stojąc na śniegu nieodzianymi nogami zaczęła przetrzepywać skarpetki.
Coś znowu wędrowało po jej nodze, a pamięć o biednym, martwym robaczku nie pozwoliła jej zignorować tego faktu.
Tym razem była to nitka. Mała, cieniutka niteczka, która odpruła się od skarpetki i zwinęła w kuleczkę, smyrając stopę właścicielki.
Po całym zajściu znajoma ubrała się i z szybko bijącym sercem udała się na przystanek, starając się nie patrzeć w oczy stojącym tam ludziom. Nie wytrzymała długo i kiedy największy stres minął, zaczęła się śmiać. Parskała właściwie przez całą drogę autobusem i dzięki temu mieliśmy wokół siebie dużo miejsca.
Ludzie jakoś magicznie schodzili nam z pola widzenia, mimo że były to godziny szczytu. Nie wiem czy stało się tak za sprawą jej egzotycznego tańca bosych stóp, unikalnych wartości wokalnych, czy faktu, że zanosiła się śmiechem co kilka minut, spoglądając na twarze zdezorientowanych pasażerów.
W każdym razie nie miałam zamiaru narzekać. Wolna przestrzeń w autobusie to prestiż na jaki można liczyć bardzo rzadko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz