Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 11 września 2018

Oda do dnia dzisiejszego

Taka myśl jedna nachodzi mnie z rana,
Morfinie potrzebne są przecież badania.
Za oknem deszcz, zawierucha i natury zew,
lecz psu przecież trzeba pobrać krew.
Pańcia się ubiera, obuwie zakłada,
bo iść tak nago przecież nie wypada.
Pies zniecierpliwiony stoi przy mej nodze,
a ja przez te drzwi czwarty raz przechodzę.
Tu klucze zostały, tu książeczka leży,
a pies mój oczami srogo we mnie mierzy.
Idziemy w końcu, dom zamknięty i w drogę,
lecz Morfeś zajęty... obwąchuje nogę.
W połowie już byłam, brnąc przez wody masy,
pieniędzy nie wzięłam! Zawróciłam z trasy.
Biegiem do bankomatu, pod tą ścianę płaczu,
bo się nie obejdzie raczej bez haraczu.
Bankomat nieczynny, kartę mi wypluwa,
następny hen dalej, może nam się uda.
Sukces! Są pieniądze, dziękuję robocie!
Jestem już spóźniona, forsę biorę w locie.
Brnę przez te kałuże, z psem jakże wesołym,
rozmyślając w głowie o mym koncie gołym.
Docieramy w końcu, po trzech kilometrach,
a tam aż na zewnątrz olbrzymia kolejka.
Psy, króliki, koty, czego tu dziś nie ma,
chyba był też jeżyk, to nie żadna ściema!
Czekamy godziny, drzwi się otwierają,
lecz się okazuje, że prądu nie mają.
Awaria w całym mieście, czym tu futro zgolić,
z łapy, przedramienia, może i okolic.
Lekarz bierze trymer. Mały, na baterie,
to doktor wysunął "ciężką artylerię".
Sprzęt nie daje rady, futro go pochłania,
a Morfina patrzy na jego starania.
W końcu się udało, obszar ostrzyżony,
a lekarz już w igłę jest zaopatrzony.
Żyły szuka, klepie i maca po łapie,
a ja na to wszystko z podziwem się gapię.
Żyła jest szalona, wije się jak robak,
to się pokazuje, a to znów się chowa.
Lekarz kłuje i dłubie, walka jest zacięta,
spokój świnki mojej jest tu niepojęta.
Łapa nieruchomo, głowa na mym kolanie,
wygląda, jakby kluchę brało tu na spanie.
Udało się! W końcu! Igła zwyciężyła,
lecz psa to ja będę długo z tego myła.
Krew kapie i wycieka, z siłą wodospadu,
doktor bierze ręcznik, dla roli podkładu.
Probówki napełnia i zakręca korek,
lecz tej krwi teraz mógłby mieć i worek.
Leci gaza, wacik i bandaże KRUUSE,
"podłoga do mycia" mówię, choć nie muszę.
Lekarz przytakuje, psu wręcza dwa ciacha,
a ogon w powietrzu już solidnie macha.
Płacę za usługę, wychodzimy za drzwi,
łapa owleczona, wciąż w kolorze marchwi.
Półbiegiem do domu, bo zaraz do pracy,
zoperować świnki nikt za nic nie raczy.
Prądu dalej nie ma, światła nie działają,
kierowcy litości nic za grosz nie mają.
Przejeżdżają szybko, za nic nie przepuszczą,
stoję więc na chodniku, z rozwścieczona tłuszczą.
W końcu ktoś wychodzi i samochód staje,
to nam czas na przejście chociaż trochę daje.
Lecz kierowca mściwy, ochlapuje ludzi,
Morśfin cały mokry, jednak nie marudzi.
Wpadamy do domu i zabieram rower,
jednak już na schodach odbiera mi mowę.
Łańcuch spadł i teraz wisi obok koła,
będę cała w smarze, taka moja dola.
Po godzinie jazdy docieram do celu,
taki dzień, jak ja dziś, miało pewnie wielu.
Z tej pracy wróciłam właściwie przed chwilą,
drzwi moje jednak już się ku mnie chylą.
Pies wypada przez nie, merdając ogonem,
mówię "cześć malutka" zmęczonym już tonem.
Nie da rady jednak przekonać jej prosto,
gdyż wizja spaceru już przed nią urosła.
Biorę więc smycz w rękę i wychodzę znowu,
od dziecięciu godzin nie było mnie w domu.
Kilka godzin marszu, może czas już wracać?
Ludzie jednak muszą Morfinę pomacać.
Klusce się podoba tyle ludzkich rączek,
lecz mnie już zmęczenie głowę z szyi strąca.
W końcu jestem w domu i Wam opowiadam,
jaki dzień dziś miałam, choć sen już się skrada.
Poetą nie jestem, guzik wiem o rymach.
Jednak ta historia chyba się tu trzyma.
Teraz pionta będzie, mówię dla ścisłości:
Człowiek wiele zniesie w ramach psiej miłości.

1 komentarz:

  1. Cudne! Wyście się umeczyly, a ja głupia rechocę:)

    OdpowiedzUsuń