Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 12 września 2018

Nocne eskapady babci

Moja świętej pamięci babcia miała pewien zwyczaj. Zwyczaj, który niestety odziedziczyłam i jest moim utrapieniem po dziś dzień.
Nocne podjadanie.
Jednak nie takie zwykłe nocne podjadanie, o nie nie. Babcia po północy zmieniała się w cukierkowego Ninję. Batmana chałwy. Mrocznego jeźdźca waty cukrowej. Słowem, była nieuchwytna.
Potrafiła niezauważona zakraść się do kuchni, przechodząc przez dwa pokoje, w których spali niczego nieświadomi ludzie, cichaczem otworzyć lodówkę i z najbardziej szeleszczącej folii świata wydobyć to czego potrzebowała, po czym sprawić żeby wszyscy uwierzyli że tego nigdy nie było. Po prostu, to kilo lodów musiało rozpuścić się, a następnie wyparować, zostawiając w zamrażalniku puste opakowanie. Nikt nie potrafił dokonać zbrodni tak doskonałej, nie pozostawiając śladów. Badania miejsca zbrodni nie podjąłby się sam Sherlock Holmes. Nawet kiedy stałym i nieodzownym wyposażeniem babci stały się kule, a w późniejszym czasie wózek, potrafiła być tak bezszelestna że nie budziła nawet psa.
Technika babci była doskonała, jednak opierała się na pochłanianiu jedzenia w mroku. Światło było wrogiem. Światło mogło zdradzić. Prawdziwy bohater kryje się w cieniu. Toteż po dostaniu się do zawartości lodówki, babcia skrywała się w kącie i cichutko jak myszka, pałaszowała to co zdobyła. Jednak nawet najlepszy zbrodniarz prędzej, czy później popełni błąd. Babunia nie była wyjątkiem.
Kiedy więc pewnej nocy w pokoju zapaliło się światło, oświetliło ono miejsce zbrodni, babcię z miską śliwek na kolanach i policzkami wypchanymi owocami. Musicie wiedzieć, że ta kobieta pochłaniała śliwki jak odkurzacz. Do ust trafiała cała śliwka, a wypluwana była czyściutka pestka. Była jak maszyna.
Mój wujek (jej syn), który to nakrył babcię tamtej nocy, przetarł zaspane oczy i powiedział:
- Mamo, jest czwarta nad ranem -
- Głodna się zrobiłam, to pomyślałam że pójdę po śliweczkę - odrzekła babcia, przełykając zawartość wypchanych polików.
- Mamo wiesz, że nie wolno ci cukru w nocy, twój lekarz będzie wściekły -
- Jestem za stara, żeby się słuchać lekarzy. Nie umrą za mnie, więc nie będą decydować jak mam żyć. -
- Ale czekaj, śliwki? Mamo nie jedz tych śliwek! - krzyknął wujek, zabierając miskę z owocami z kolan babci
- Możesz zabrać, już się i tak najadłam -
- Mamo, one wszystkie są robaczywe. Mieliśmy je rano wyrzucić -
Babcia spojrzała na syna z powątpiewaniem i otwarła wpół śliwkę, tym razem przy świetle. Potem kolejną i jeszcze jedną.
Każda z tych śliwek była robaczywa.
Babci nie udało się utrzymać zawartości żołądka i wszystkie śliweczki wróciły drogą, którą dopiero co weszły. Wstręt do tych owoców trwał u niej kilka lat.
To wydarzenie skutecznie zakończyło babcine objadanie się w ciemnościach po nocnych eskapadach... ponieważ od tej pory zawsze zabierała ze sobą latarkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz