Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 31 stycznia 2020

Do Rotunia proszę

Kiedy urodziła się moja siostra, moja mama wzięła mnie na stronę i powiedziała:
- Tylko pamiętaj, że jak kiedyś młoda spyta skąd się wzięła, to masz powiedzieć, że z brzuszka mamy. Żeby Ci nie przyszło do głowy powiedzenie, że ktoś znalazł ją na śmietniku.
Będąc wówczas ośmiolatką, która dzięki bogato ilustrowanym książkom babci była już bardzo uświadomiona w temacie kwiatków i pszczółek, obdarzyłam rodzicielkę spojrzeniem niedowierzania i odparłam, że nawet by mi to nigdy przez myśl nie przeszło, więc skąd w ogóle taki psychopatyczny pomysł.
- To dobrze - odparła rodzicielka i temat się urwał.

Kilka lat później dowiedziałam się od babci, że jej dwa wysrańce - moja mama, która była najstarszym dzieckiem i młodszy o rok syn, bardzo lubiły dokuczać najmłodszemu wysrańcowi, który był młodszy od mojej mamy o osiem lat. Była to więc dokładnie taka sama różnica wieku jak między mną, a moją siostrą.

Babcia opowiedziała mi, że kiedy jej najmłodsze dziecko spytało rodzeństwa skąd się wzięło, to zamiast odpowiedzieć bezpiecznie, że przyniósł go bocian, został znaleziony w kapuście, czy odesłać go do matki na głębsze wyjaśnienia, dwójka geniuszy odpowiedziała, że został znaleziony na śmietniku.
Jako, że nękanie brata było ulubionym zajęciem mojej mamy i wujka, młody żył w tej świadomości latami i nikt nie wyprowadził go z tego błędu. 

Kiedy pewnego dnia najmłodszy wysraniec ostro pokłócił się ze starszym rodzeństwem, które pilnowało go podczas nieobecności w domu pracujących rodziców, siedmioletni wówczas wujek spakował plecak i wyszedł z domu, nie mówiąc nic nikomu.
Nieobecność małego gremlina została zauważona po kilku godzinach, kiedy do domu wrócił ojciec gromadki. Wtedy właśnie zaczęły się intensywne poszukiwania, które przez następnych kilka godzin były zupełnie bezowocne.
Na trop wpadła moja mama, która przypomniała sobie, że jej brat zawsze groził, że pojedzie "papa" do rodziny i nigdy nie wróci. Wszyscy udali się więc biegiem na najbliższą stację kolejową, by znaleźć tam zapłakanego brata i bardzo zdenerwowanego maszynistę, który zdążył już wezwać Milicję.
Okazało się, że dziecko chciało samo jechać pociągiem do "Rotunia" - taka wersja Torunia dla siedmiolatka, ponieważ nie chciało, żeby go rodzice wyrzucili na śmietnik, gdzie go znaleźli, a w "Rotuniu" była rodzina, która mogła go przygarnąć.

Długo zajęło tłumaczenie Milicji, że dziecko nie pochodzi z patologicznej rodziny, a całe zajście było spowodowane głupim wybrykiem jego starszego rodzeństwa, które po powrocie do domu czekały poważne problemy i szlaban przynajmniej do osiągnięcia pełnoletności.

Finalnie cała rodzina wróciła do domu z trzema płaczącymi latoroślami.
Dwoje z nich beczało, ponieważ już czuli w kościach konsekwencje całej akcji, a jedno nie mogło pogodzić się z faktem, że nie dojechało do "Rotunia" i cały misterny plan szlag trafił.

Myślę, że można śmiało powiedzieć, że moja mama nie była najlepszą starszą siostrą na świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz